Święta wiosenne (przez chrześcijan zwane wielkanocnymi) to kolejny niełatwy czas dla muzułmanów żyjących w Polsce. Z punktu widzenia islamu – obchodzenie świąt nie mających podstaw w islamie jest zabronione (zobacz posty związane z tematem).
Czy źle się z tym czuję? W sumie nie, nie brakuje mi ani aspektów religijnych, ani tradycji; „grobu Pańskiego”, koszyczka, jajek, zajączków, baranków, kurczaczków… Zostałam muzułmanką z potrzeby serca. Czy było łatwo? Nie, nie było. I nie chodzi tu o jakieś trudności w praktykowaniu (choć początkowo na pewno nie było całkiem łatwo pewnych rzeczy zmienić), ale głównie o rodzinę. Myślałam, że przerobiliśmy już wszystko – gniew rodziców, oskarżenia, że sekta, że szatan opętał, nerwy, płacz, szantaż, prośby, groźby. Alhamdulillah, i tak nie było najgorzej. Znam muzułmanki-konwertytki, które miały znacznie trudniej. Bicie, znęcanie się psychiczne, w końcu wyrzucenie z domu – na ulicę (dosłownie, gdyby nie obcy ludzie, tam właśnie jedna ze znanych mi muzułmanek by skończyła, z tego co słyszałam – nie ona jedna). Choć wciąż zdumiewa mnie, jak łatwo osobom nie znającym sytuacji stwierdzić „wy, konwertytki, macie dobrze, mogłyście dokonać wyboru, nikt wam problemów nie robił”. Oj, niektóre mają to szczęście, jednak wiele innych kobiet już takich powodów do radości nie ma, inne zaś wręcz cierpią (psychicznie, czasem też fizycznie). A jednak chęć bycia posłuszną Bogu i miłość do Niego jest silniejsza, znacznie przewyższa potrzebę akceptacji ze strony najbliższych (a takową przecież każda z nas ma). Tak że w sumie nie mam co narzekać i dziękuję Bogu, bo mogło być gorzej. Przebrnęłam jakoś przez ten etap.
Później nadszedł czas na małżeństwo. Oczywiście i tu łatwo nie było, bo „zachciało mi się Araba”. I znów straszenie, wybijanie z głowy, rzucanie przed nos gazet z sensacjami, przekonywanie, branie na litość… I znów wyrodna córka pozostała nieugięta. W końcu poznali, zaakceptowali i – jak mówią – polubili mojego obecnego męża. Alhamdulillah, spokój i stabilizację, oraz akceptację znalazłam właśnie w związku z nim. I mimo że czasem są lepsze dni, czasem gorsze (ze znaczną przewagą tych lepszych), nie ma dnia, żebym nie dziękowała Bogu za cudownego męża, a także za nasze dzieci – nasze skarby, które kochamy nad życie, dla których pragniemy tego, co najlepsze, tak w tym życiu, jak i w życiu przyszłym. To dlatego przykładamy tak dużą uwagę do tego, aby wyrobić w pociechach dobre nawyki, zaszczepić w ich sercach miłość do Allaha, staramy się je uczyć nie tylko poprzez słowa, ale i poprzez przykład. Opowiadamy im o Bogu, o potrzebie pamiętania o Nim na każdym kroku, o życiu przede wszystkim dla Niego, dopiero później dla siebie nawzajem, a wreszcie dla siebie samych. Modlimy się przy dzieciach, a czasem razem z nimi, gdyż mimo że malutkie, garną się do uczestniczenia w modlitwie. Same z siebie używają już pewnych muzułmańskich zwrotów, a my staramy się przekazać im także ich sens, nie tylko wymowę. Wdrażamy w życie wiele rzeczy, które one szybciutko załapują – z właściwą dla ich wieku ufnością. Staramy się więc od samego początku spełnić się jako rodzice i ofiarować naszym dzieciom to, co – jesteśmy przekonani – jest dla nich najlepsze, przekazać wspaniałe wartości, które nie tylko są wymogami naszej religii, ale i wspaniałymi zasadami moralnymi, jakie bez wątpienia przyniosą korzyści zarówno im, jak i społeczeństwu, w którym przyjdzie im żyć.
Wydawało mi się, że najgorsze mam już za sobą, kryzys z rodzicami zażegnany, teraz już z górki. Niby pogodzili się z faktem, że ich córka podąża inną drogą, drogą, którą sama dla siebie wybrała, i która daje jej ogromną satysfakcję i szczęście. Wiem, że dla rodziców mogło to być trudne, dlatego staram się (kiedy tylko można) iść na kompromis, jednak nie przekraczając granic mojej religii. Jak to z tym kompromisem u nas bywa, napisałam już co nieco przy okazji świąt grudniowych. Wydawać więc się mogło, że powinno być już spokojnie. Jednak była to cisza przed burzą.
Dzień przed świętami wiosennymi. Poranek. Rodzice na dole, w kuchni, ja z dziećmi na górze, czytamy książeczki, wygłupiamy się. Przyszedł Tata – zabrał dzieci na dół. Tak więc i ja schodzę, nie chcąc kłótni, choć dużo bardziej wolałabym dokończyć czytać dzieciom książeczkę, gdyż wiem, co zobaczymy na dole. Tata farbuje jajka, Mama piecze babkę, stroi koszyczek. Niby nic… jednak to tylko pozory. Z małej chmury wielki deszcz. Od jajek, które dobrzy Dziadkowie dali dzieciom do kolorowania, przeszli do wręczania im koszyczków i rzucenia, że chcą je zabrać do kościoła.
Co? Czy ja dobrze słyszę, a może to sen? Zdecydowanie odmawiam. Nie pójdą. Co za dużo, to niezdrowo. Spodziewałam się, że po tym „wybryku” temat zostanie zakończony, a tymczasem moja odmowa wywołała lawinę. Lawinę przykrych słów, oskarżeń, zarzutów. Usłyszałam, że jestem nietolerancyjna (ciekawe pojęcie tolerancji, nie powiem), że krzywdzę dzieci, bo powinnam im pozwolić chodzić do kościoła, poznawać także i religię Dziadków, żeby mogły sobie wybrać, kiedy inne dzieci pójdą do komunii, bo może też będą wolały być katolikami. Nie dociera, że to ja jestem ich matką, że to ja jestem odpowiedzialna za nie i za ich wiarę (póki są dziećmi), że niestety, ale pewnych rzeczy pogodzić się nie da, jak tego, że czcić należy JEDYNIE Boga oraz święcenia pokarmu „w imię Ojca i Syna”; nie da się malutkim dzieciom wytłumaczyć różnicy pomiędzy ścisłym monoteizmem, a Trójcą; nie da się wytłumaczyć, że zabronione jest nawet samo wykonywanie rzeźb i obrazów, a jednocześnie zabierać w miejsce, gdzie ich pełno (pomijając fakt, że nawet w samej Biblii jest to wyraźnie zabronione) i ludzie przed nimi klęczą i modlą się – jak wytłumaczyć takim maluchom te różnice? I jeśli miałyby wybrać w wieku tych kilku lat, to przepraszam, ale czy będą się kierowały wyższymi celami i życiem przyszłym? Czy będą się wczytywać w Koran i Biblię, a także nauczanie księży? Czy też raczej wybiorą kolorowe jajka, piękne figurki, melodyjne pieśni, sympatycznego pana w czerwonej czapeczce przynoszącego prezenty (życie katolików dopuszcza pewne tradycje, których islam się wystrzega)? Nie twierdzę przez to, że i w katolicyzmie wyższych celów nie ma, nie chcę też nikogo obrazić, tak że wymieniam tylko to, co prawdopodobnie maluchy w wieku lat kilku zauważą (jako różnice) i co wyda im się bardziej atrakcyjne. Chcę chronić swoje dzieci i przekazać im głębsze wartości niż te widoczne na pierwszy rzut oka atrakcje. Nie mam zamiaru ukrywać przed nimi czym jest katolicyzm, ani też ich do katolików zniechęcać . Raz – moja religia wymaga ode mnie tolerancji, a dwa - zależy mi na tym, aby miały dobre relacje z resztą rodziny i znajomymi, których przecież będą miały, choćby w szkole i aby ich lepiej poznały. Dlatego takie rozmowy podejmować będziemy później, jak Bóg da, kiedy będą w stanie pewne kwestie zrozumieć. A na razie, chcemy im wpajać miłość do Boga, podążanie Drogą Prostą, pokazywać sens naszego życia, bo przecież nie żyjemy tylko po to, by się bawić i cieszyć, ale przede wszystkim dla naszego Stwórcy, który jednak nie za nic nagradza Rajem. Wiara musi iść w parze z uczynkami, wierzę w to gorąco, temu nie przeczy żadna z Ksiąg Objawionych – przeciwnie, każda z nich to potwierdza. Religia to nie tylko wiara w sercu, to także sposób życia, a przede wszystkim poddanie się woli Boga, bo po to właśnie nas życiem obdarzył.
Czy taka dyskusja była konieczna? Czy nie można było po prostu zaakceptować faktu, że w muzułmańskiej rodzinie, gdzie zarówno mąż jak i żona są muzułmanami, dzieci są wychowywane w islamie? Czy trzeba było wypowiadać tyle gorzkich słów, które na pewno nie przyczyniły się do poprawy sytuacji, a jedynie wniosły żal i stworzyły dystans między nami, a także nadszarpnęły moje zaufanie? Tego dnia nie było mi do śmiechu, raczej do płaczu. Sama (mąż ciut daleko, na chleb zarabia) wśród rodziny, która atakuje, wmawia fanatyzm, żałuje „biednych” dzieci, krzyczy i wiele zarzuca.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bynajmniej nie dlatego, żeby się wyżalić czy szukać pocieszenia (ten etap mam już za sobą). Nie dlatego też, żeby mnie (czy inne muzułmanki w takiej sytuacji – a jest ich niestety wiele) nasi Czytelnicy żałowali. Także nie dlatego, żeby narzekać na rodzinę, którą przecież bardzo kocham, mimo że dni takie jak ten ostatni dzielą nas, zamiast łączyć. Pisząc to chciałabym raczej pokazać nasze życie tak „od środka”, nasze rozterki i dylematy, pokazać, że nie jest tak różowo, jak by się mogło wydawać, że także w polskiej, katolickiej rodzinie nie jest tak łatwo podejmować własne wybory i żyć własnym życiem. Mam też ogromną nadzieję, że wśród naszych czytelników znajdzie się choć jedna osoba mająca w rodzinie muzułmanina/muzułmankę i moje przeżycia skłonią ją do odrobiny refleksji , pomogą wczuć się w sytuację swojej córki, syna, bratanicy, siostrzeńca, wnuczki, wnuka, kuzynki, kuzyna, bo naprawdę, to, że chcemy żyć normalnie nie jest żadną zbrodnią. My też kiedyś byłyśmy dziećmi, dorastałyśmy w rodzinie, w której to rodzice byli za nas odpowiedzialni i wychowywali nas zgodnie ze własnym systemem wartości, zasadami moralnymi, religią bądź jej brakiem i nie dawali wyboru. Teraz my jesteśmy rodzicami i opiekunami naszych dzieci, to na nas spoczywa odpowiedzialność za ich wychowanie. Teraz my tworzymy nową rodzinę, przekazujemy to, co uznaliśmy za dobre i słuszne.
Kochani rodzice, kochana rodzinko… Pozwólcie nam spełnić swoją rolę. Jesteśmy przy Was, nawet jeśli nie dzielimy Waszej wiary. Nie proście nas o więcej, niż jesteśmy w stanie spełnić. Pozwólcie nam żyć po swojemu i zbliżyć się do Was, zamiast od Was uciekać z obawy przed taką właśnie sytuacją.
Czy źle się z tym czuję? W sumie nie, nie brakuje mi ani aspektów religijnych, ani tradycji; „grobu Pańskiego”, koszyczka, jajek, zajączków, baranków, kurczaczków… Zostałam muzułmanką z potrzeby serca. Czy było łatwo? Nie, nie było. I nie chodzi tu o jakieś trudności w praktykowaniu (choć początkowo na pewno nie było całkiem łatwo pewnych rzeczy zmienić), ale głównie o rodzinę. Myślałam, że przerobiliśmy już wszystko – gniew rodziców, oskarżenia, że sekta, że szatan opętał, nerwy, płacz, szantaż, prośby, groźby. Alhamdulillah, i tak nie było najgorzej. Znam muzułmanki-konwertytki, które miały znacznie trudniej. Bicie, znęcanie się psychiczne, w końcu wyrzucenie z domu – na ulicę (dosłownie, gdyby nie obcy ludzie, tam właśnie jedna ze znanych mi muzułmanek by skończyła, z tego co słyszałam – nie ona jedna). Choć wciąż zdumiewa mnie, jak łatwo osobom nie znającym sytuacji stwierdzić „wy, konwertytki, macie dobrze, mogłyście dokonać wyboru, nikt wam problemów nie robił”. Oj, niektóre mają to szczęście, jednak wiele innych kobiet już takich powodów do radości nie ma, inne zaś wręcz cierpią (psychicznie, czasem też fizycznie). A jednak chęć bycia posłuszną Bogu i miłość do Niego jest silniejsza, znacznie przewyższa potrzebę akceptacji ze strony najbliższych (a takową przecież każda z nas ma). Tak że w sumie nie mam co narzekać i dziękuję Bogu, bo mogło być gorzej. Przebrnęłam jakoś przez ten etap.
Później nadszedł czas na małżeństwo. Oczywiście i tu łatwo nie było, bo „zachciało mi się Araba”. I znów straszenie, wybijanie z głowy, rzucanie przed nos gazet z sensacjami, przekonywanie, branie na litość… I znów wyrodna córka pozostała nieugięta. W końcu poznali, zaakceptowali i – jak mówią – polubili mojego obecnego męża. Alhamdulillah, spokój i stabilizację, oraz akceptację znalazłam właśnie w związku z nim. I mimo że czasem są lepsze dni, czasem gorsze (ze znaczną przewagą tych lepszych), nie ma dnia, żebym nie dziękowała Bogu za cudownego męża, a także za nasze dzieci – nasze skarby, które kochamy nad życie, dla których pragniemy tego, co najlepsze, tak w tym życiu, jak i w życiu przyszłym. To dlatego przykładamy tak dużą uwagę do tego, aby wyrobić w pociechach dobre nawyki, zaszczepić w ich sercach miłość do Allaha, staramy się je uczyć nie tylko poprzez słowa, ale i poprzez przykład. Opowiadamy im o Bogu, o potrzebie pamiętania o Nim na każdym kroku, o życiu przede wszystkim dla Niego, dopiero później dla siebie nawzajem, a wreszcie dla siebie samych. Modlimy się przy dzieciach, a czasem razem z nimi, gdyż mimo że malutkie, garną się do uczestniczenia w modlitwie. Same z siebie używają już pewnych muzułmańskich zwrotów, a my staramy się przekazać im także ich sens, nie tylko wymowę. Wdrażamy w życie wiele rzeczy, które one szybciutko załapują – z właściwą dla ich wieku ufnością. Staramy się więc od samego początku spełnić się jako rodzice i ofiarować naszym dzieciom to, co – jesteśmy przekonani – jest dla nich najlepsze, przekazać wspaniałe wartości, które nie tylko są wymogami naszej religii, ale i wspaniałymi zasadami moralnymi, jakie bez wątpienia przyniosą korzyści zarówno im, jak i społeczeństwu, w którym przyjdzie im żyć.
Wydawało mi się, że najgorsze mam już za sobą, kryzys z rodzicami zażegnany, teraz już z górki. Niby pogodzili się z faktem, że ich córka podąża inną drogą, drogą, którą sama dla siebie wybrała, i która daje jej ogromną satysfakcję i szczęście. Wiem, że dla rodziców mogło to być trudne, dlatego staram się (kiedy tylko można) iść na kompromis, jednak nie przekraczając granic mojej religii. Jak to z tym kompromisem u nas bywa, napisałam już co nieco przy okazji świąt grudniowych. Wydawać więc się mogło, że powinno być już spokojnie. Jednak była to cisza przed burzą.
Dzień przed świętami wiosennymi. Poranek. Rodzice na dole, w kuchni, ja z dziećmi na górze, czytamy książeczki, wygłupiamy się. Przyszedł Tata – zabrał dzieci na dół. Tak więc i ja schodzę, nie chcąc kłótni, choć dużo bardziej wolałabym dokończyć czytać dzieciom książeczkę, gdyż wiem, co zobaczymy na dole. Tata farbuje jajka, Mama piecze babkę, stroi koszyczek. Niby nic… jednak to tylko pozory. Z małej chmury wielki deszcz. Od jajek, które dobrzy Dziadkowie dali dzieciom do kolorowania, przeszli do wręczania im koszyczków i rzucenia, że chcą je zabrać do kościoła.
Co? Czy ja dobrze słyszę, a może to sen? Zdecydowanie odmawiam. Nie pójdą. Co za dużo, to niezdrowo. Spodziewałam się, że po tym „wybryku” temat zostanie zakończony, a tymczasem moja odmowa wywołała lawinę. Lawinę przykrych słów, oskarżeń, zarzutów. Usłyszałam, że jestem nietolerancyjna (ciekawe pojęcie tolerancji, nie powiem), że krzywdzę dzieci, bo powinnam im pozwolić chodzić do kościoła, poznawać także i religię Dziadków, żeby mogły sobie wybrać, kiedy inne dzieci pójdą do komunii, bo może też będą wolały być katolikami. Nie dociera, że to ja jestem ich matką, że to ja jestem odpowiedzialna za nie i za ich wiarę (póki są dziećmi), że niestety, ale pewnych rzeczy pogodzić się nie da, jak tego, że czcić należy JEDYNIE Boga oraz święcenia pokarmu „w imię Ojca i Syna”; nie da się malutkim dzieciom wytłumaczyć różnicy pomiędzy ścisłym monoteizmem, a Trójcą; nie da się wytłumaczyć, że zabronione jest nawet samo wykonywanie rzeźb i obrazów, a jednocześnie zabierać w miejsce, gdzie ich pełno (pomijając fakt, że nawet w samej Biblii jest to wyraźnie zabronione) i ludzie przed nimi klęczą i modlą się – jak wytłumaczyć takim maluchom te różnice? I jeśli miałyby wybrać w wieku tych kilku lat, to przepraszam, ale czy będą się kierowały wyższymi celami i życiem przyszłym? Czy będą się wczytywać w Koran i Biblię, a także nauczanie księży? Czy też raczej wybiorą kolorowe jajka, piękne figurki, melodyjne pieśni, sympatycznego pana w czerwonej czapeczce przynoszącego prezenty (życie katolików dopuszcza pewne tradycje, których islam się wystrzega)? Nie twierdzę przez to, że i w katolicyzmie wyższych celów nie ma, nie chcę też nikogo obrazić, tak że wymieniam tylko to, co prawdopodobnie maluchy w wieku lat kilku zauważą (jako różnice) i co wyda im się bardziej atrakcyjne. Chcę chronić swoje dzieci i przekazać im głębsze wartości niż te widoczne na pierwszy rzut oka atrakcje. Nie mam zamiaru ukrywać przed nimi czym jest katolicyzm, ani też ich do katolików zniechęcać . Raz – moja religia wymaga ode mnie tolerancji, a dwa - zależy mi na tym, aby miały dobre relacje z resztą rodziny i znajomymi, których przecież będą miały, choćby w szkole i aby ich lepiej poznały. Dlatego takie rozmowy podejmować będziemy później, jak Bóg da, kiedy będą w stanie pewne kwestie zrozumieć. A na razie, chcemy im wpajać miłość do Boga, podążanie Drogą Prostą, pokazywać sens naszego życia, bo przecież nie żyjemy tylko po to, by się bawić i cieszyć, ale przede wszystkim dla naszego Stwórcy, który jednak nie za nic nagradza Rajem. Wiara musi iść w parze z uczynkami, wierzę w to gorąco, temu nie przeczy żadna z Ksiąg Objawionych – przeciwnie, każda z nich to potwierdza. Religia to nie tylko wiara w sercu, to także sposób życia, a przede wszystkim poddanie się woli Boga, bo po to właśnie nas życiem obdarzył.
{I stworzyłem ludzi i dżiny tylko po to, żeby Mnie czcili.} [Koran, 51:56].Staram się jak mogę pogodzić religię z życiem rodzinnym i zachować dobre relacje z rodzicami, ale to wymaga obustronnych chęci. A naprawdę, nie jest łatwo żyć w zgodzie z kimś, kto nie szanuje naszych wyborów, z ludźmi, którzy zarzucają nam, że przez nasze „wymysły” i nasz „fanatyzm” ludzie ich palcami wytykają, że ich ranimy, mają pretensję, że przedkładamy Boga nad rodzinę, że modlitwa jest dla nas ważniejsza niż dobry humor własnych rodziców… No proszę, ja jestem nietolerancyjna.
Czy taka dyskusja była konieczna? Czy nie można było po prostu zaakceptować faktu, że w muzułmańskiej rodzinie, gdzie zarówno mąż jak i żona są muzułmanami, dzieci są wychowywane w islamie? Czy trzeba było wypowiadać tyle gorzkich słów, które na pewno nie przyczyniły się do poprawy sytuacji, a jedynie wniosły żal i stworzyły dystans między nami, a także nadszarpnęły moje zaufanie? Tego dnia nie było mi do śmiechu, raczej do płaczu. Sama (mąż ciut daleko, na chleb zarabia) wśród rodziny, która atakuje, wmawia fanatyzm, żałuje „biednych” dzieci, krzyczy i wiele zarzuca.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bynajmniej nie dlatego, żeby się wyżalić czy szukać pocieszenia (ten etap mam już za sobą). Nie dlatego też, żeby mnie (czy inne muzułmanki w takiej sytuacji – a jest ich niestety wiele) nasi Czytelnicy żałowali. Także nie dlatego, żeby narzekać na rodzinę, którą przecież bardzo kocham, mimo że dni takie jak ten ostatni dzielą nas, zamiast łączyć. Pisząc to chciałabym raczej pokazać nasze życie tak „od środka”, nasze rozterki i dylematy, pokazać, że nie jest tak różowo, jak by się mogło wydawać, że także w polskiej, katolickiej rodzinie nie jest tak łatwo podejmować własne wybory i żyć własnym życiem. Mam też ogromną nadzieję, że wśród naszych czytelników znajdzie się choć jedna osoba mająca w rodzinie muzułmanina/muzułmankę i moje przeżycia skłonią ją do odrobiny refleksji , pomogą wczuć się w sytuację swojej córki, syna, bratanicy, siostrzeńca, wnuczki, wnuka, kuzynki, kuzyna, bo naprawdę, to, że chcemy żyć normalnie nie jest żadną zbrodnią. My też kiedyś byłyśmy dziećmi, dorastałyśmy w rodzinie, w której to rodzice byli za nas odpowiedzialni i wychowywali nas zgodnie ze własnym systemem wartości, zasadami moralnymi, religią bądź jej brakiem i nie dawali wyboru. Teraz my jesteśmy rodzicami i opiekunami naszych dzieci, to na nas spoczywa odpowiedzialność za ich wychowanie. Teraz my tworzymy nową rodzinę, przekazujemy to, co uznaliśmy za dobre i słuszne.
Kochani rodzice, kochana rodzinko… Pozwólcie nam spełnić swoją rolę. Jesteśmy przy Was, nawet jeśli nie dzielimy Waszej wiary. Nie proście nas o więcej, niż jesteśmy w stanie spełnić. Pozwólcie nam żyć po swojemu i zbliżyć się do Was, zamiast od Was uciekać z obawy przed taką właśnie sytuacją.
Monika
Oj, tak, doslownie jakbym czytala z wlasnych doswiadczen. U mnie czesto jest podobnie mimo, ze jestem muzulmanka juz szmat czasu hamdoulillah. Moi rodzice to wspaniali ludzie i dziekuje Bogu za to, ze mi ich dal, ale niestety jesli chodzi o dyskusje na temat religii to lepiej jej nie zaczynac:-( I tu mam na mysli mojego tate, bo mama wszystko rozumie i przeczytala wiele podsuwanych przeze mnie ksiazek o islamie przez co tez sie jej dostalo od babci (matki mojego taty-zatwardzialej katoliczki,dla ktorej kazdy kto nie jest katolikiem jest godzien pogardy, niestety), w mojej mamie mam najlepszego obronce mimo, ze zostala przy swojej wierze, ale z ojcem zawsze jest problem - zwlaszcza przed swietami (na gwiazdke jeszcze jest ok, bo nie wnikajac w szczegoly wszyscy wierzymy ze jezus sie narodzil), ale na wielkanoc zawsze to samo, ze jak moge nie uznawac ukrzyzowania jezusa itp, te same pytania czy mamy pisanki, czy bylismy swiecic w kosciele itp, i zawsze kiedy moja odpowiedz brzmi 'nie, bo jestem muzulmanka', moj tata wyrzuca z siebie 'jaką muzulmanką, chrzczona bylas, jestes katoliczka' - tak jakby ten chrzest byl moim znamieniem na wieki i on swiadczyl o mojej religii, a nie moje przekonania, sposob zycia i wiara. Na szczescie mam oparcie w moim mezu i mieszkamy w innym miescie. Rozumiem jednak te siostry, ktore przezywaja podobne sytuacje, kiedy probuja tlumaczyc zasady islamu, roznice i slysza od bliskich, zeby im nie opowiadaly "tych glupot". Naprawde dziwi mnie jak mozna byc dobrym katolikiem, chrzescijaninem i miec takie podejscie do innych wyznan, skoro podobno najwazniejszym przykazaniem jest milowac blizniego jak siebie samego:-/ Ja nie oczerniam zadnej religii, nie obrazam ich wiary i nie nazywam jej 'glupotami', szkoda, ze niektorzy chrzesijanie kochaja swoich bliznich i szanuja ich tylko wtedy, gdy niczym sie od nich nie roznia.
OdpowiedzUsuńU mnie na szczescie, hamdollah, najtrudniej jest w swieta chrescijanskie, tak to spokoj, ale juz sie obawiam kolejnych oburzen mojego taty, kiedy na swiat przyjdzie moje pierwsze dziecko i znowu afera z chrztem, przeciez bez chrztu to "od diabla" (sic!). No coz, pozostaje mi tylko sie modlic..;-)
Pozdrawiam
Aisha
krotko, bo nie mam zbyt wiele czasu a temat bardzo mnie interesuje (choc na zadane wczesniej pytanie o konwersje w druga strone nie otrzymalam odpowiedzi to trzymam za slowo Moderatorki, ze temat jeszcze sie pojawi)
OdpowiedzUsuńSama jestem zdania,ze o naszej religii nie powinno swiadczyc to gdzie sie urodzilysmy, ale jak trafnie napisala Aisha ``moje przekonania, sposob zycia i wiara``, sami kierujac sie glosem serca powinnismy decydowac o naszym wyznaniu. Kilka dni temu zapytalam mojego znajomego muzulmanina, jak zachowalby sie gdyby jego syn odszedl od Islamu ? Poczatkowo probowal wymigac sie od odpowiedzi, ale w koncu powiedzial mi ``wyparbym sie go , nie bylby juz moim synem, tego wymaga ode mnie moja religia``
W tym kontekscie slowa Moniki`` Pozwólcie nam żyć po swojemu i zbliżyć się do Was,`` brzmia troche nieprawdziwie nieprawdaz. Osobiscie uwazam,ze w Chrzescijanstwie, mimo wszystko jest miejsce na watpliwosci , bladzenie, pytania az po odejscie od religii jesli taka jest nasza wola. W Islamie na watpliowosci miejsca nie ma, a jesli ktos odwazy sie takowe miec to jest to z pewnoscia ``szatanskie nasienie, a nie krew z mojej krwi`` tu znow cytat z mojego znajomego. Dltego sadze, ze nawet te wyrzucone na ulice w Polsce moga liczyc
na pomocna dlon, bo tradycja chrzescijanska nakazuje pomoc drogiemu czlowiekowi nawet jesli sie od swojej religii odwrocil, Islam zas zabrania pomocy temu, kto od niego odszedl.
Pozdrawiam Diana
To jest niestety bardzo trudna sytuacja dla obu stron lecz, o ile przestrzeganie i obstawanie przy wlasnych zasadach nie jest niczym zlym, o tyle naklanianie drugiej strony na sile lub podstepem do swoich 'racji' rodzi takie wlasnie problemy. Moja mama, jak i reszta rodziny wie, ze nie chce i nie zamierzam powrocic do ich religii ale mimo to stara sie wywalczyc jakies ustepstwa. Niby nie mieszkamy razem, nie widza mnie nasi wspolni znajomi, a on i tak co i raz zapytuje:
OdpowiedzUsuńMama:"No ale czy nie moglabys troche normalniej sie ubierac"
Ja: "No przeciez normalnie sie ubieram - abaya i dlugi szal"
Mama: "No a kiedys nosilas tunike i spodnie i tak ladnie ci bylo (wtedy by tego nie przyznala:-)"
Ja: "Mamo, kiedys to bylam poczatkujaca muzulmanka i wielu rzeczy nie wiedzialam"
Mama: "No ale pewnie ludzie sie na ciebie gapia"
Ja: "Ale mi to zupelnie nie przeszkadza. Poza tym, jesli bym byla w zakonie habitowym to tez by ci przeszkadzal moj wyglad?"
Mama: "No... nie"
Ja: "No to sobie wyobraz, ze jestem zakonnica i spij spokojnie :-)"
Zastanawia mnie, ile jeszcze razy ten sam dialog przeprowadzimy?...
Trzymaj za slowo, trzymaj Diano :-) Odpowiedz nt apostazji pojawi sie insza Allah. Temat nie jest prosty, trzeba troche poczytac, pomyslec, wiec jeszcze chwile mi zejdzie, bo poza blogiem mamy jeszcze prywatne zycie, hehe ;) I jak sie juz pojawi, wtedy odpowiem rowniez na Twoje komentarze insza Allah. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDiano, nie bardzo rozumiem, co ma wspólnego odejście dzieci od islamu z pragnieniem życia w zgodzie z rodziną, być z nimi blisko (nie w sensie odległości oczywiście), bo ja do bliskości z rodziną jednak dążę, nie ma w tym nic sztucznego. Rodzice zawsze pozostają rodzicami, nie będę podążać za ich religią, ale posiedzieć, pośmiać się, pozwierzać, poradzić się w pewnych kwestiach czy rady udzielić, razem iść na spacer, wypić kawę, odwiedzić rodzinę czy znajomych - czy to sztuczne? Czy nie możemy żyć jak rodzina, tylko koniecznie muszę uciekać jak najdalej, żeby nie narazić się na ciągłą krytykę i próby "zbawiania na siłę" jak nie mnie, to dzieci?.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, po odejściu od katolicyzmu, także jestem już skreślona, nie mam powrotu do kościoła (gdybym chciała, czego nie biorę pod uwagę, ale "pogdybajmy") - furtka zamknięta, jestem skreślona, ciąży na mnie anatema.
Wiele rodzin katolickich, w których córka zostaje muzułmanką, także się ich wyrzeka, znać ich nie chce, nawet jak już pisałam, niektóre lądują na ulicy, bo cała rodzina się od nich odwraca. I wiedz, że ta akurat osoba, o której mówię, nie znalazła pomocy wśród chrześcijan, ale wśród zupełnie obcych muzułmanów... bo właśnie oni jej pomogli - to także wymóg islamu, nie tylko chrześcijaństwa. Bo jej chrześcijańska rodzina pozbawiła ją już praw człowieka...
pogdybajmy zatem ... mysle,ze taka wyrzucona z domu konwertytka w sytuacji podbramkowej znalazla by oparcie w instytucjach np. pomocy spolecznej (moze niezbyt rozwiniete w Polsce, ale zawsze). trudno natomiast wyobrazic mi sobie taka sytuacje w ktoryms z krajow arabskich (moze sie myle, bo jak wspominalam, moja wiedza na ten temat bardziej oparta jest na doswiadczeniach i na tym co uslysze od znajomych, a nie na fachowej literaturze).
OdpowiedzUsuńSama jestem bardzo daleka od oceniania kogos po tym jaka religie wyznaje. Mysle,ze nie to stanowi o wartosci czlowieka. Ale czy wyobrazasz sobie Moniko sytuacje, w ktorej islamski apostata siada ze swoja rodzina do wspolnego obiadu, zwierza sie im ze swoich problemow, smieja sie razem i sa blisko. Ja jakos wyobrazic sobie tego nie moge ....
pozdrawiam Diana
Droga Diano, przeprasza ze choc nie do mnie skierowalas pytanie to odpowiem bazujac na znanym mi przypadku. Na naszym osiedlu mieszka jeden mezczyzna, ktory po 10 latach w Italii porzucil islam na rzecz chrzescijanstwa. Zyje z rodzina, kotra bynajmnije nie wyparla sie go, nie slyszalam zeby ktos go pobil czy przesladowal. Moze jedynie ma mniej 'kolegow' bo na pytanie o powod zmiany religii zwykle odpowiadal- tak bo tak i nie chce o tym rozmawiac. Jakoze dyskursu nie bylo, wiec raczej jest traktowany jako 'madry inaczej' nie czarna owca.
OdpowiedzUsuńBycie blisko to -tak mi sie wydaje- rozmowa na temat w co wierzysz i dlaczego. Wiele z nas niestety podczas takich dialogow z rodzna nie uslyszala nic o wierze, zasadach, zrodlach ale ' no a co ludzie powiedza, wstyd nam robisz itp'. Moze wlasnie brak wytlumaczenia opartego na dowodach (dlaczego zajaczek, gwiazdka, Santa) powoduje, iz muzulmanie nie chca uczestniczyc w malowaniu jajek czy ubieraniu choinki. Te ostatnie jakos dziwnie wazniejsze zrobilo sie od samej istoty swiat...
Sarcia
"Ale czy wyobrazasz sobie Moniko sytuacje, w ktorej islamski apostata siada ze swoja rodzina do wspolnego obiadu, zwierza sie im ze swoich problemow, smieja sie razem i sa blisko"
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie. Choć problem tutaj jest bardziej złożony... Ale tu już poczekajmy cierpliwie na opracowanko Iman, wtedy wiele się rozjaśni.
Swoją drogą, powiem szczerze, że nie spotkałam się jeszcze z osobą wywodzącą się z wierzącej, praktykującej rodziny muzułmańskiej, która rozumie swoją religię i jak ważny jest czysty, 100% monoteizm, a która przyjęłaby potem inną religię. Raczej, jeśli już, słyszałam o przypadkach, gdzie ludzie "odchodzą od islamu" w sensie takim, że nie przestrzegają jego zasad, ale nie wyrzekają się islamu.
Jeśli zaś chodzi o takich muzułmanów, którzy przechodzą na inną religię - znam jeden przypadek. Jednak po paru pytaniach okazało się, że osoba ta nigdy nie miała w ręku Koranu, nawet nie zna tak naprawdę swojej religii, tak że trudno tu mówić o "odejściu" ;). Osoba ta nie wyniosła wiedzy o islamie z domu, gdyż jej tam nie ma. A na wieść o zmianie religii, jego rodzina zareagowała bardzo spokojnie, odwiedzają się, śmieją, jedzą wspólnie obiad...
Takie moje obserwacje i przemyślenia na chwilę obecną.
Tak jak pisalam oparcia w literaturze nie mam, to co uslyszalam od mojego znajomego, ktory jak sadze wiedze teoretyczna posiada, to to, ze jego religia nakazuje mu wyparcie sie swojego dziecka w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńJesli zas chodzi o osoby oschodzace od Islamu to czy nie uwazasz,ze wlasnie ``zlozonosc problemu``moze miec duzy wplyw na to ze ludzie boja sie nawet miec watpliwosci, szukac , bladzic, bo Islamie nie ma na to miejsca. Nie chce sie powtarzac, bo ktos juz to pisal na tym blogu, ale rzeczywiscie tak odbieram Islam wszystko jest biale lub czarne,niestety, a moze na szczescie zycie jest duzo bardziej zlozone i wiele w nim emocji, watpliwosci, poszukiwan.
Co zas sie tyczy wiedzy wsrod muzulamnow, to wierz mi Ci ktorzy tak bardzo krytykuja chrzescijan,ze nie znaja Pisma Swietego wcale nie sa od nich duzo lepsi. Bardzo wielu muzulmanow ma bardzo mgliste pojecie o swojej religii. Znaja kilka sur,ktorymi sie modla, 5 filarow Islamu i niewiele ponad to. Szcerze mowiac wcale mnie to nie dziwi, bo Islam dla mnie samej rowniez jest zbyt skomplikowany, ale o tym pisalam w innym poscie, wiec nie bede sie powtarzac
pozdrawiam Diana
Droga Diano, ludzie nie są nieomylni, popełniają błędy, pytają, szukają odpowiedzi, islam temu nie przeczy. W islamie nie ma kary za błędy, lecz jedynie za grzechy, a grzech jest świadomym łamaniem zasad, nie jest to więc to samo, co błądzenie. Poza tym, Allah nawet grzechy wybacza, jeśli tylko człowiek okaże skruchę.
OdpowiedzUsuń{Przecież u Boga jest przebaczenie dla tych, którzy popełniają zło nieświadomie i niezwłocznie się nawracają.} [4:17]
{Jeśli będziecie unikać wielkich grzechów, które wam zostały zakazane, to My odpuścimy wam wasze złe uczynki i wprowadzimy was (do raju) wejściem szlachetnym} [4:31]
{Zaprawdę, Ja przebaczam temu, kto się nawraca skruszony, wierzy i czyni dobro, i idzie drogą prostą.} [20:82]
Te i wiele innych cytatów jasno wskazują na to, że ludzie błądzą i mają do tego prawo, choć starać się powinni tego unikać. W islamie także nie przyjmuje się niczego bezkrytyczne. Jesteśmy zobowiązane do pogłębiania naszej wiedzy, czytania nie tylko Koranu, ale i hadisów, tafsiru,itd.
Nie sądzę, że muzułmanie boją się szukać, wiele z nas choćby z ciekawości chciało poznać głębiej inne religie, jeśli wcześniej tego nie zrobiło, wiele z nas czytuje także Biblię, i bynajmniej nie wybrane fragmenty. Jednak wiesz, co się okazuje? Choć ja przed konwersją Biblię wertowałam na okrągło, wiele z księżmi dyskutowałam na temat tego, co przeczytałam, szukałam wzmocnienia swojej wiary także w zakonach, to teraz, jako muzułmanka, także ją czytuję, a wtedy jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że islam jest prawdą!!! Biblia bardzo często to potwierdza. I nie ma we mnie obaw, gdyż im głębiej poznaję islam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jestem na właściwej drodze, alhamdulillah.
Co do Twoich słów
"Co zas sie tyczy wiedzy wsrod muzulamnow, to wierz mi Ci ktorzy tak bardzo krytykuja chrzescijan,ze nie znaja Pisma Swietego wcale nie sa od nich duzo lepsi. Bardzo wielu muzulmanow ma bardzo mgliste pojecie o swojej religii."
Diano, zgadzam się z Tobą. I właśnie o tym problemie wspomniałam w poprzednim komentarzu - właśnie ta niewiedza sprawia, że niektórzy muzułmanie nie czują jakiejś wielkiej przynależności do swojej religii, potrafi ją nawet porzucić. Nie wiem, czy "bardzo wielu", czy wielu, czy ilu... A są i tacy, którzy rzeczywiście Koranu nie czytują, ale pojęcie o podstawach religii mają, wystarcza im fakt że NIE MA BOGA POZA ALLAHEM (BOGIEM JEDYNYM), oraz że MUHAMMAD JEST WYSŁANNIKIEM ALLAHA. I to sprawia, że są muzułmanami i - pomijając wszelkie inne rzeczy - tego się trzymają, bo to przesłanie głosili WSZYSCY poprzedni Prorocy. A jeśli jakaś religia wykracza poza to, staje się automatycznie nie do zaakceptowania. Przestając być muzułmaninem, przestaje się wierzyć w jedność Boga - zgodnie ze słowami Boga, jest to niewybaczalny grzech, czy w każdego z Jego Proroków - choć to też jeden z podstawowych wymogów Boga. I nie tylko Koran tak mówi. I to jest właśnie sedno sprawy, nie "szczegóły".
Pozdrawiam gorąco
Witam Monikoi i innych uczestników tego posta. Bardzo mi przykro z powodu podejścia rodzicówdo Twoich dzieci, Nie mam dzieci, ale podobną sytuację w domu. Od pięciu lat interesuję się tematyką islamu, wiem,że przejdę na islam (Insallah),choć nie wiem kiedy to nastąpi. Moi rodzice prawie się mnie wyrzekli. Wiele przykrych słów usłyszałam, najbardziej bolesne były (i są) te od mamy."Problem" jest o tyle złożony, że chcę poślubić Afgańczyka(więc tu dochodzą dodatkowo Talibowie i islam w ich wykonaniu-co mnie dobija na maxa). Nigdy nie wierzyłam w Trójcę Świętą. Uważam,że to kler nałożył na nas prawo wyboru o którym pisze wyżej Diana(kompletny odstęp od Biblii a skupienie się na przykazaniach kościelnych!).Ja mojej mamie zabrałam kilka lat życia, ba nie ma już nawet miejsca dla mnie w jej sercu.Kocham ją bardzo, alenie mogę zyć dla niej i jej pragnieniami. Mam bardzo kochanego człowieka u bokui chcę z nim tylko spokojnie i godnie żyć. Całe szczęście będziemy żyć poza granicami kraju. Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie właśnie tak się potoczy. A propos rodziców, którzy nie mogą się pogodzić z tym, że porzucamy jajeczka i inne ozdoby. Moi rodzice nawet nie wiedzą co w Biblii jest napisane,nigdy nie szukali, nie czytali, myślę że nawet do końca nie rozumieją co robią i po co.Najbardziej mnie przeraża kult Jezusa, Przecież Bóg Ojciec jest najpierw. U nas Jezus a w Hiszpanii Meksyku Maryja. A w ogóle jak ludzie mogą sobie ustalać kto był, a kto nie był świętym(i modlić się do niego o wstawiennictwo?). Nie wspomnę o spowiedzi...Trzymam Monia kciuki za Twoja rodzinkę, bądź dzielna.
OdpowiedzUsuńNo wybor powinien byc taki - albo wybieracie demokracje, albo islam. Nie ma mozliwosci pogodzenia tego. W islamie demokracja to abstrakcja i samo zlo.
OdpowiedzUsuńEuropa ma korzenie chrzescijanskie, kulture chrzescijanska uwazam wiec, ze jesli muzulmanie chca tu zyc to maja sie dostosowac do tej kultury (tak jak nie-muzulmanie na Bliskim Wschodzie) a nie probowac wprowadzac swoje widzimisie. U nas sa celebrowane swieta koscielne w okreslonych terminach - u was od bladego switu spiewa muezin - wiec jesli tam jedziemy, nie oczekujemy, ze przestanie, gdyz nam to spac nie daje. Itd, itp.
Bardzo zaluje moje drogie muzulmanki, ze skazalyscie swoje dzieci na islam i zakaz dokonywania wyborow we wlasnym imieniu. Macie pretensje do swoich rodzicow - a wy co robicie? To wy, fanatyczne konwertytki skazalyscie je na bycie muzulmanami. Wasze corki nigdy nie beda mogly wybrac sobie religii - tak jak wy....
O nasze dzieci spokojna glowa, Irish, maja sie wspaniale. Ja bardziej zaluje takich komentarzy, jak Twoj, ktore swiadcza jedynie o wysoce zaawansowanej umiejetnosci czytania po lebkach, jezeli w ogole...
OdpowiedzUsuńNo to wybor powinien byc taki: albo demokracja z jej nieodzownym rozdzieleniem panstwa od „Kosciola”=jakiejkolwiek religii, albo co inne – mozna skorzystac z modelu panstw muzulmanskich, prosze bardzo, o uznanych, nigdy nieoddzielanych ani ukrywanych przez nie islamskich korzeniach, przeszlosci, terazniejszosci i prawdopodobnie przyszlosci. Europa ma korzenie chrzescijanskie odkad sie zorientowala, ze inna czesc swiata ma je w islamie i mysli, ze czegos jej brakuje oraz (blednie i niekoherentnie), ze TERAZ – z rzeczywistoscia, jaka sama sobie „zgotowala” - moze sobie na te korzenie pozwolic...
Dokładnie, nasze dzieci mają się świetnie, wiele osób już na pierwszy rzut oka stwierdza "jakie one wesołe i szczęśliwe". Choć nie brakuje i takich, które bez znajomości tematu rzucają "jakie one biedne", na co dowód mamy powyżej ;) Ja jednak sądzę, że biedni są ludzie nie posiadający w sobie krzty tolerancji...
OdpowiedzUsuńNie wiem także jaką definicję "fanatyzmu" sobie wykreowałaś, bo i my same fanatyzm odrzucamy, więc... nie bardzo wiem, o czym mówisz. Czy dla Ciebie fanatykiem jest każdy, kto nie wierzy i nie postępuje tak, jak Ty (bądź jak byś tego chciała)?
Do kultury, owszem, dostosowujemy się, jednak zachowując do tego pewne bardzo wartościowe (dla nas i nie tylko) zasady moralne, o które często dziś coraz ciężej, oraz własną wiarę, której nie mamy za nic (kultura nam religii nie przesłania). I odpowiedz sobie sama na pytanie, czy rzeczywiście tak wszystko w naszej polskiej kulturze wywodzi się z chrześcijaństwa... Polska kultura to nie tylko święta (zabawne, że nie widzisz w nich aspektu religijnego, no cóż).
Poza tym, co ma do kultury muezin? Czy ktoś tu wspominał, że przeszkadzają mu dzwony kościelne??? Ręce opadają...
Zastanawiam sie co jest takiego strasznego w tym, ze nasze dzieci sa "skazane na islam", co jest takiego strasznego w islamie, w jego zasadach (nie wypaczanych). Czy moze chodzi o to, ze corka nie ubierze na ulicy krotkiej spodniczki? No coz, jesli miara szczescia kobiety jest dlugosc jej spodnicy to rzeczywiscie nasze dzieci sa (beda) okropnie nieszczesliwe :P.
OdpowiedzUsuńSalam aleykum. Jednego nie pojmuje. Skad sie to wszystko bierze w naszych polskich, katolickich glownie domach, ze jestesmy tak wlasnie traktowani jako muzulmanie? Opinie: "wasz Bog", nasz "nasz Bog", "Islam to sekta" i temu podobne wypowiedzi... Przeciez Jan Pawel II, w ktorego tak bardzo byli i sa ci ludzie zapatrzeni, (jak by nie patrzec byly zwierzchnik Kosciola)nie zaprzeczal ze Islam to jedna z trzech monoteistycznych religii. Wrecz przeciwnie.Pytam wiec: czy ludzie przestali juz myslec logicznie? Sami sobie zaprzeczaja twierdzac , ze my wierzymy w innego Boga. Mam jedynie nadzieje, ze dzieki takim stronom i rzetelnym wiadomosciom na temat Islamu ludzie zaczna odkrywac prawde, a wtedy wszyskim nam bedzie zylo sie przyjemniej.
OdpowiedzUsuńJa jestem muzulmanka juz dosc dlugi czas i w zasadzie problemow wiekszych w rodzinie nie mam. Czesto jestem pytana o to jak Islam widzi taka a taka sprawe. Odpowiedz daje zawsze,jako ze Islam ma odpowiedz na kazde zagadnienie, a wtedy co slysze? "Ty to chyba za bardzo w tym siedzisz " :-)))
Oczywiscie odbieram to jako komplement.
PS
Pozdrawiam wszystkich, ktorzy tu zagladaja.
Asia
Witam! Natrafiłam na Twój blog, gdyż zajmuje się uchodźcami z Czeczenii i chciałam dowiedzieć się czegoś więcej na temat islamu. Twoje mini artykuły sa fascynujące!Jednak ten o świetach wielkanocnych troszkę mnie wystraszył. Ja rozumiem, że to Ty jesteś matką, że sama chcesz wychowywać swoje dzieci i przekazać im swoją religię. Ale pamiętaj, że tak samo jak Ty miałaś prawo wyboru religii tak mają je tez Twoje dzieci. Nie możesz zabraniać im zgłębiania tajemnic katolicyzmu, kiedy ich dziadkowie są katolikami. Owszem one teraz nie rozumieją różnic między islamem a katolicyzmem, ale przecież Bóg jest jeden!Ważne, że się modlą!
OdpowiedzUsuńPomyśl tez o tym, że zabraniając im malowania pisanek, czy pojscia do kościoła z koszyczkiem narażasz je w pewnym sensie na ostracyzm społeczny. Pomyśl o tym , że małe dziecko wracając po świetach do przedszkola czy szkoły, słyszy rozmowy o kurczakach, jajkach, smigusie dyngusie. Wyobraź sobie, że ono nie wie nic na ten temat. Dzieci pytają go jak spędził święta, a on mówi, że o żadnych śiwętach nic nie wie. Autoimatycznie inne dzieci zaczynają się z niego śmiać i zostaje wykluczony z grupy. Nie sugeruje abyś urządzała w swoim domu wielkanoc, ale żebys pozwoliła poznać swoim dzieciom tradycje, które podtrzymują Twoi rodzice. Uwierz mi, to nie przeszkodzi im w wyborze religii, bo jestem pewna, że też wybiorą islam. Ale ułatwi im to, życie, w przyszłości pozwoli bbyć bardziej tolerancyjnymi osobami, a w życiu będą kierowały się etnorelatywizmem. Pozdrawiam!
Witaj moja imienniczko ;)
OdpowiedzUsuńMoże na początek małe sprostowanie - nie jest to mój blog, jestem jedną z osób udzielających się na nim, tak że nie wszystkie artykuły tu są autorstwa mojego, aczkolwiek bardzo się cieszę, że Ci się podobają :) Dziękuję też za udział w dyskusji.
A teraz pozwolę sobie odpowiedzieć na Twój komentarz ;)
Moniko, rozumiem, że dla większości osób w naszym kraju takie "mieszanie się religii" może wydawać się niczym wielkim, jednak w rzeczywistości w islamie obchodzenie świąt spoza naszej religii jest nam zabronione - jest to wymóg religijny, nie nasz wymysł. Wierzymy, że taka jest wola Boga. To na nas spoczywa obowiązek przekazania naszym dzieciom pewnych wartości, zasad naszej religii, jeśli więc przymrużymy oko na to, że nasze dzieci są wciągane w wir świętowania - czegoż ich nauczymy? Że nie trzeba się przykładać? Że religii nie traktuje się zbyt serio? To na nas, rodzicach, ciąży odpowiedzialność za wychowanie naszych pociech, także to religijne... Nie pozwalamy im jeść zupy rękami - bo tak się nie robi. Tak że od początku staramy się je przyzwyczajać do łyżki. Nie pozwalamy im chodzić brudnymi (no, może ciut umorusanymi tak, jeśli są małe), bo to ani nie zdrowo, ani nie przystoi... chcemy, żeby dorastały z poczuciem, że należy dbać o wygląd. Dlaczego więc nie miałybyśmy ich uczyć od małego właściwego przestrzegania także zasad religijnych? Dlaczego miałybyśmy się nie wywiązywać ze swojej powinności? Zwłaszcza w kraju niemuzułmańskim, gdzie już i tak pełnej swobody religijnej nie mają - wiadomo, jesteśmy mniejszością, tak więc cudów się nie spodziewamy; także nikt poza nami (względnie lekcją raz w tygodniu w meczecie) nikt ich islamu uczyć nie będzie. Jednak na ile można, na tyle chciałybyśmy, aby to nasze życie było jak najbardziej zgodne z zasadami naszej religii.
Jeśli dobrze rozumiem, przychylasz się do opinii, że dzieci nie mogą być sobą i mieć swoich zasad, gdyż będą wtedy odtrącone... a ja twierdzę, że i przez pewne grupy (niestety obecnie dosyć liczne) będą odtrącane, jeśli nie napiją się alkoholu, już nawet w wieku szkolnym, czy jeśli nie będą nosić obcisłych ciuchów i umawiać się na randki, nie zapalą papierosa... już nie wspomnę o przyznaniu się dziewczyny w wieku lat nastu (niekoniecznie już takich "wyższych nastu") do bycia dziewicą... będą też odtrącane, jeśli będą zbyt grube, czy upośledzone, a także jeśli w jakikolwiek inny sposób będą się wyróżniać. Niestety. Jednak okres dzieciństwa dość szybko mija, bez licznych przyjaciół da się żyć, a kilka sympatycznych dzieci z tolerancyjnych rodzin zawsze się znajdzie ;) Prawda, pragniemy tolerancji i same staramy się być tolerancyjne, ale nie zgadzamy się na asymilację. Ktoś chce żyć tak, a nie inaczej - proszę bardzo, nie przeszkadzamy. Dlatego raczej byłabym za tym, aby to WSZYSCY rodzice uczyli dzieci tolerancji i akceptacji inności, niż żebyśmy to my miały uczyć swoje dzieci, że mają się dostosować, bo jak nie, będzie im źle.
- c.d.
OdpowiedzUsuńFakt, że nie obchodzimy świąt niemuzułmańskich nie oznacza też, że dzieci o nich nie wiedzą - mieszkając w jednym domu z moimi rodzicami zarówno widzą choinkę, bombkami się bawią ;), a i przy farbowaniu jajek były - jak widać w poście, choć przykro mi, że przerwano nam zabawę i czytanie książeczki z powodu tychże jajek. Cieszyłam się radością dzieciaczków, kiedy sobie czytaliśmy i "scenki" robiliśmy... no cóż, ktoś uznał, że jego tradycje są cenniejsze niż takie rodzinne chwile... i to mnie boli, ale jestem w stanie przemilczeć. Koszyczek dzieci też widziały, mogę im wytłumaczyć co to, po co i dlaczego, ale czy naprawdę TO ONE muszą chodzić go świecić? Czy nie wystarczy, że widzą, słyszą? Czy muszą uczestniczyć? A co z poszanowaniem nas, matek, jako osób, które chcą mieć wpływ na wychowanie swoje dzieci? Czy naszym rodzicom ktoś ingerował w ich sposób wychowywania nas? Dlaczego ktoś ma wychowywać MOJE dzieci na SWOJĄ modłę?
Nie da się uczyć tak małych dzieci jednocześnie tego, że przypisywanie Bogu syna jest największym grzechem, oraz kazać im wtórować przy żegnaniu się "w imię Ojca i Syna", Moniko. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. My poznałyśmy islam wraz z dowodami na jego prawdziwość, które nas przekonują, zastanawiałyśmy się, czy są one wystarczająco mocne, by wiarę zmienić, a skoro tak - po prostu wiemy, że pewne rzeczy na tym świecie są zgubne, prowadzą do prawdziwej klęski, nie w tym życiu, ale przyszłym - w co gorąco wierzymy. Dlatego nie tylko siebie same, ale i nasze pociechy chcemy przed tym ustrzec. Natomiast przykładowo moi rodzice chcą uczyć moje maleństwa katolicyzmu nie dlatego, żeby dzieci wiedziały co to za wiara, czy z wyższych pobudek, bo sami nie są przekonani, że katolicyzm jest tą jedyną słuszną religią... chcą dzieci nauczyć i wychować w ich wierze dlatego, że to "tradycja", że to "wiara naszych ojców", dlatego, żeby przypodobać się ludziom... Ja zaś chcę im wpoić głębsze wartości... i tu pojawia się "konflikt interesów" ;)
I na koniec... żeby zostać dobrze zrozumianą... to, że jestem muzułmanką i wychowuję swoje dzieci w swej wierze nie oznacza, że zakładam im klapki na oczy, żeby niczego innego nie widziały ;) Widzą co się dookoła dzieje, staram się im też pewne rzeczy tłumaczyć, bo to nieuniknione. Z biegiem czasu pewnie zaczną się pytania natury religijnej, także to najtrudniejsze - "dlaczego", trzeba więc zaspokoić ciekawość dzieci tak, by nie zrazić ich do nikogo, by zachować w nich poczucie poszanowania drugiego człowieka, a jednocześnie by zachowały świadomość ważności pewnych takich a nie innych zasad wynikających z naszej wiary. To nie łatwe zadanie, ale cóż... takie są trudy rodzicielstwa ;) Nie zamierzam dzieci izolować czy krytykować wszystkich i wszystkiego dookoła, ale jednocześnie chcę, aby dziecko znało konsekwencje pewnych rzeczy i zachowań, które może tu, w tym życiu widoczne nie będą... Czy to wiele? I jako matka, która zna najlepiej swoje dzieci, uważam, że zdecydowanie na takie wdrażanie ich w tajniki innej wiary za wcześnie. Teraz zrozumieć jeszcze nie mogą... co najwyżej mogą nabawić się pewnych nawyków, których później może być ciężko się pozbyć, nic więcej.
A na pytanko "jak spędziłeś święta" w szkole mogą odpowiedzieć "wiem, że święta katolickie były, ale ja, jako muzułmanin ich nie obchodzę, tak że czas ten spędziłem w gronie rodziny/na spacerze/na wyjeździe/w meczecie z innymi muzułmanami/spotkałem się z babcią i resztą rodziny jak wrócili ze swojej mszy i poszliśmy razem na spacer". Czy coś w tym złego?
Pozdrawiam gorąco
Monika
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKonohanahime, wrócić gdzie, do KK?
OdpowiedzUsuńOj, tu się mylisz ;) Skreślona jestem - mam już oficjalne potwierdzenie. A słyszałaś o czymś takim jak anatema? Owszem, bywają przypadki ponownego przyjęcia, po wieeeelu ceregielach i specjalnym pozwoleniu od samego papieża ;) Nie jest to takie hop siup, ani też nie każdy kto by chciał ma taką możliwość. Co innego osoba, która po prostu przestaje do kościoła chodzić, a co innego taka, która oficjalnie się "wypisuje" ;)