W Europie jest coraz więcej krajów, w których – oficjalnie lub nie – obowiązuje szariat. Dobry pomysł na integrację? Raczej prosta droga do jeszcze głębszej izolacji.
Zgodnie z instrukcją imama bił ją kijem. Grubym – żeby nie było śladów. Bił tak mocno, że złamał kij. Wtedy rzucił się na nią i dusił. Tak pewien Europejczyk marokańskiego pochodzenia okazywał swoją miłość żonie, również pochodzącej z Maroka. Żona nie wytrzymała nadmiaru miłości i wystąpiła do sądu o rozwód z pominięciem „miesiąca na zastanowienie się”. Męża nic gorszego nie mogło spotkać i przed sądem otwarcie przyznał, że dla jego honoru byłoby lepiej, gdyby umarła, niż się z nim rozwiodła.
Sąd uznał, że nie ma mowy o rezygnacji z „miesiąca na refleksję”, a tak w ogóle to żona powinna była zdawać sobie sprawę z tego, w co się pakowała. Powinna była wiedzieć, że wychowany w islamskiej tradycji mąż będzie korzystał z gwarantowanych przez religię „praw do kar cielesnych”. Sędzia tak się zagalopowała, że wyciągnęła Koran i na poparcie swoich wcześniejszych słów zacytowała 34. werset czwartej sury świętej księgi islamu: „I napominajcie te, których nieposłuszeństwa się boicie, pozostawiajcie je w łożach i bijcie je!”.
Na szariackich papierachW połowie września kilka londyńskich dzienników, między innymi „The Times” i „The Daily- Telegraph”, doniosło, że taki proces jest możliwy również w Wielkiej Brytanii, gdyż działają tam już pierwsze oficjalne sądy islamskie. Wydają one wiążące wyroki, kierując się szariatem, czyli prawem opartym głównie na Koranie. Według prasy brytyjski rząd miał się po cichu zgodzić, aby przed szariackimi sądami toczyły się sprawy rozwodowe, spadkowe, a nawet kryminalne. Egzekucją wyroków miałyby się zajmować sądy cywilne.
Szkopuł w tym, że sądy te działają już od kilku lat i wbrew temu, co sugerują artykuły, na Wyspach wciąż obowiązuje jeden, wypracowany przez setki lat system prawny. – To, co napisały dzienniki, jest tak absurdalne, że wygląda na próbę sprowokowania dyskusji o naszym wymiarze sprawiedliwości – mówi „Przekrojowi” Paul Diamond, wzięty londyński adwokat zajmujący się sprawami o podłożu religijnym.
W 2007 roku brytyjskie władze uznały pięć największych szariackich sądów za tak zwane trybunały arbitrażowe. Żeby sprawa trafiła do trybunału, zgodę muszą wyrazić wszystkie strony sporu, a państwo nie ingeruje w ich wewnętrzne funkcjonowanie, dopóki działają w ramach brytyjskiego prawa. Od wielu lat z mechanizmu arbitrażu korzystają brytyjscy chrześcijanie i gminy żydowskie.
Doniesienia prasowe, jakoby „sądy szariackie wydawały wiążące wyroki w sprawach rozwodowych, spadkowych, a nawet kryminalnych”, to chwyt dziennikarski. W świetle brytyjskiego prawa wszystko jest w porządku. Strony muszą wyrazić zgodę na rozpatrywanie sprawy przez trybunał (w tym wypadku sąd szariacki). Zaproponowane przez niego rozwiązanie konfliktu staje się po prostu treścią cywilnego porozumienia między stronami. Jeśli jednej ze stron zaproponowane rozwiązanie nie odpowiada, zawsze zostaje jeszcze sąd cywilny.
Dlatego zgodny z brytyjskim prawem był – przerażający zdaniem prasy – wyrok sądu szariackiego, który synom zmarłego muzułmanina przyznał dwa razy więcej spadku niż jego córkom. Córki, godząc się na rozstrzygnięcie sporu w ramach szariatu, zaakceptowały zasady islamskiego prawa spadkowego. Gdyby poszły do zwykłego sądu, dostałyby tyle samo, co synowie zmarłego. Ale nikogo nie można zmusić, żeby poszedł do zwykłego sądu.
Dobrowolna, przymuszonaBrytyjskie sądy szariackie nie wydają też wyroków w sprawach kryminalnych, co niesłusznie przypisuje im prasa, podając przykład procesu w sprawie przemocy w rodzinie. Przed szariackim sądem w Londynie mężczyzna przyznał, że pobił żonę, a sąd nakazał mu zaliczenie kursu opanowywania agresji. W zwykłym sądzie wyrok byłby surowszy, lecz poszkodowana uznała karę za wystarczającą, a policja (która musi być każdorazowo informowana o takich procesach) przyjęła, że sprawa jest załatwiona.
– Jesteśmy zadowoleni z nowego statusu naszych sądów – mówi nam Khurshid Drabu z Brytyjskiej Rady Muzułmańskiej. – Najwięcej spraw wnoszą kobiety, które nigdy nie zdecydowałyby się na proces przed sądem cywilnym.
Tę korzyść z funkcjonowania oficjalnych sądów szariackich dostrzega również Paul Diamond: – Być może teraz łatwiej będzie kontrolować sądy szariackie, które dotychczas działały w podziemiu. Można wątpić, czy kobieta, zgadzając się na rozwód przed sądem szariackim, robi to wyłącznie z własnej woli. Tym bardziej jeśli nie mówi po angielsku, nie ma pracy, wykształcenia i jest na utrzymaniu męża. Jednak ocena tego jest już poza zasięgiem możliwości państwa.
James Brandon, wiceszef londyńskiego Centrum na rzecz Spójności Społecznej, uważa, że gdyby brytyjski rząd nie zgodził się na wciągnięcie sądów szariackich do systemu sądownictwa, złamałby podstawową zasadę liberalnego państwa prawa: – Czy to się komuś podoba, czy nie, ci ludzie, tak jak chrześcijanie i żydzi, mają prawo rozstrzygać własne spory na własnych zasadach. Oczywiście pod warunkiem że robią to dobrowolnie i nie łamią przy tym brytyjskiego prawa. Teraz przynajmniej mamy jasność – przekonuje nas Brandon.
Wszyscy jesteśmy arogantamiTakiej jasności nie mają obywatele kraju, w którym przydarzył się proces opisany na początku artykułu. Sędzia z Koranem w ręce jest sędzią sądu rodzinnego we Frankfurcie nad Menem, a wspominany proces odbył się w 2007 roku. W Niemczech działa prawdopodobnie więcej sądów szariackich niż w Wielkiej Brytanii, lecz dla państwa one nie istnieją. Lukę po nich na własną rękę starają się wypełnić niektórzy sędziowie sądów powszechnych, dostosowując wyroki do przekonań religijnych podsądnych.
Widać to doskonale w przywoływanym procesie surowo kochającego Niemca z Maroka, ale podobnych spraw jest wiele. Kilka lat temu sąd w Essen pobłażliwie potraktował ojca wychowującego córkę za pomocą pasa z ćwiekami. Ojciec wyznał przed sądem, że przecież jest dobrym muzułmaninem, modli się i pości. Dostał nadzwyczajne złagodzenie kary. Samego siebie przeszedł sędzia z Berlina, który uznał „honorowe morderstwo” (bracia zamordowali siostrę, która według nich nie przestrzegała zasad islamu) za działanie w afekcie, a w uzasadnieniu przyznał, że „arogancją byłoby oczekiwać, że muzułmańscy mężczyźni dostosują się do naszych norm społecznych”. W tych przypadkach brytyjskie sądy szariackie wydałyby zapewne podobne wyroki. Jednakże poddanie się ich jurysdykcji jest dobrowolne. Obywatele Niemiec nie mają już takiego wyboru.
Walkę z podwójnymi standardami dla muzułmanów i niemuzułmanów w sądach powszechnych podjął również francuski rząd, bo przecież w tak laickim państwie nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby wciągnąć do systemu sądy religijne.
W maju sąd rejonowy w Lille anulował małżeństwo dwojga Francuzów pochodzenia algierskiego. Okazało się (co pan młody ogłosił jeszcze w trakcie wesela), że panna młoda nie była dziewicą. Decyzja o unieważnieniu małżeństwa wywołała falę oskarżeń pod adresem sądu o podporządkowanie się religijnym zabobonom i zbezczeszczenie wolności kobiety. Na nic zdały się argumenty sądu, że kobieta zataiła kluczową dla przyszłego współmałżonka informację. W takich przypadkach nawet w Kościele katolickim dochodzi do anulowania ślubu. Już zupełnie nikogo nie interesowało, że sama kobieta nie chce już małżeństwa. Sąd złamał zasadę laickości państwa. Kropka.
Oburzenie laickiej Francji wywołała także decyzja sądu w Rennes z sierpnia tego roku. Sąd przełożył proces złodziejaszka muzułmanina, bo rozpoczął się ramadan i podsądny będzie osłabiony poszczeniem. Ministerstwa sprawiedliwości nie przekonał argument, że katolikom przekłada się procesy z powodu Bożego Narodzenia. Ten sędzia złamał zasadę laickości państwa i proces poprowadzi nowy sędzia. Kropka.
Społeczeństwo równoległe– W rezultacie takich działań państwa francuscy muzułmanie omijają sądy powszechne z daleka – mówi nam Aleksander Pesey, socjolog z Instytutu Rozwoju Politycznego w Paryżu. – Według badań niemal 90 procent sporów między francuskimi muzułmanami rozpatrują szariackie sądy. A państwo udaje, że nie widzi.
Brytyjczycy nie oglądają się na Francuzów i Niemców. – Próba zwalczania lub ignorowania sądów szariackich byłaby zaprzeczeniem zasad liberalizmu, na których opiera się Wielka Brytania – mówi Diamond. – Ale akceptując je, przykładamy się do budowy „społeczeństwa równoległego”. Muzułmanie mają już swoje dzielnice, sklepy, szkoły, a teraz jeszcze sądy. Niedługo nie będą mieli po co się do nas odzywać.
Brytyjsko-kontynentalny spór, co zrobić z sądami szariackimi, można zawęzić do dwóch rozwiązań: gorszego i jeszcze gorszego. Albo je legalizujemy i budujemy w ten sposób odrębne muzułmańskie państwo w państwie (wariant brytyjski). Albo je zwalczamy i jednocześnie niszczymy zasady, które stworzyły Europę. Właśnie tę Europę, do której pragną wyemigrować miliony muzułmanów z całego świata.
Łukasz Wójcik"Przekrój" 41/2008, Edipresse Polska S.A.