Jak już wspominałam, przyjęcie islamu wiąże się z wieloma zmianami w życiu konwertyty. Jednym z aspektów, który ulega modyfikacji po tym wydarzeniu są relacje z płcią przeciwną. Islam ustanowił całą etykietę regulującą zachowania w sytuacjach koedukacyjnych.
Pierwszym ważnym elementem owego kodeksu jest kontakt fizyczny, a raczej jego całkowity brak między płciami przeciwnymi. Czyli kobiecie nie wolno dotykać obcych mężczyzn i vice versa. I być może w większości codziennych sytuacji nie stanowi to problemu, bo będąc w supermarkecie czy na ulicy nikt przecież ot tak nie będzie chciał nas dotknąć. Dylemat jednak pojawia się w momencie witania się z innymi (jasnym jest, że chodzi mi o tych innych „obcych” z Marsa, jeśli my jesteśmy z Wenus ;-)).
Do tej pory robiliśmy to podaniem ręki bądź pocałunkiem w policzek w przypadku bliższych znajomych. Teraz okazuje się, że ani jedno ani drugie. I choć zdania uczonych są podzielone (jedni mówią, że absoultnie nie podawać dłoni, wszystko jedno, co pomyśli lub powie druga osoba; inni orzekli, że w sytuacjach niewygodnych, kiedy widzimy się zmuszeni, można dłoń podać, aczkolwiek ogólna zasada brzmi, że się nie powinno), to kwestia ta wielu konwertytów może wprawić w nielada zakłopotanie, bo co zrobić z wyciągnięta na przeciw ręką? Spuścić wzrok i niezareagować? Udać, że się nie zauważyło i wyjść na głupka? Powiedzieć: „Przepraszam, nie podaję ręki”? Czy podać, aby nie wprawiać w osłupienie strony przeciwnej, lub z obawy, że weźmie nas za dziwolągów, a naszą religię (jeśli o niej wie) za dziwactwo bądź ekstremizm – czyli z miejsca dajemy pole do odrzucenia nas. To samo może się zdarzyć, kiedy na spotkaniu rodzinnym mąż którejś z ciotek entuzjastycznie rzuci się, aby nas wyściskać (już nie tylko rękę, ale całość!), bo nie widzieliśmy się kopę lat i trzeba zrobić dziwny unik, albo parę kroków w tył, aby się zorientował, że coś jest nie tak.
W moim przypadku bywa różnie. Jeśli chodzi o powitania bardziej wylewne niż podanie ręki, nauczyłam się już je „hamować”. Od samego początku zachowuję przynajmniej 70 cm dystansu od „napastnika” ;-) lub robię dyskretnie krok w tył, jeśli widzę, że zaczyna się zbliżać. To przeważnie działa (no chyba że ktoś jest nietrzeźwy... to już odrębny przypadek). Zaś na wyciągniętą dłoń reaguję różnie. Ogólnie wolałabym, żeby ręki nie podawano dla spokoju mojego sumienia, sama pierwsza staram się tego nie robić.
Jeśli już jednak się zdarzy i zrobi to muzułmanin, mówię: „Nie, nie trzeba” i mam zupełną pewność, że przyczyny odmowy zostaną właściwie zrozumiane, gdyż jako współwyznawca zna kodeks (czy się do niego stosuje czy nie, to już nie moja sprawa) i się nie obrazi. Może to nawet wzbudzić u niego pewien szacunek. Aczkolwiek w przypadku mężczyzn nie-muzułanów reaguję różnie. Czasem rękę podaję, czasem nie w zależności od tego, co wiem o danej osobie, jaką postawę otwartości wyczuwam od samego początku. Co jednak nie oznacza, że jest to dla mnie czymś przyjemnym. Dylemat pozostaje i takie sytuacje zawstydzają, mimo iż staram się trzymać fason ;-) i bardzo się nie czerwienić... Z jednej strony zastanawiam sie, czy powinnam uścisk dłoni uznać za rzecz mniej ważną, bo i tak nie robię ważniejszych, a na dodatek życie w społeczeństwie nie-muzułmańskim stawia nas w sytuacjach niewygodnych i bezulgowe trzymanie się religii robi się trudne. Z drugiej zaś zastanawiam się, czy nie szukam sobie wymówek, że przecież częścią Prostej Drogi są trudności zewnętrzne i własne słabości, którym należy stawiać czoła. To praca nad sobą i podejmowanie wysiłku, czyli indywidualny dżihad*. Bóg tyle nam daje, a co daję ja? Przecież to Jego mamy stawiać na pierwszym miejscu, na drugim ludzi i „co powiedzą”. Dlaczego tak się boję tego, co pomyślą inni o mnie jako muzułmance i o islamie, kiedy ich tej ręki nie podam? Ech, między młotem a kowadłem...
Być może niektórzy Czytelnicy pomyślą: „Laski, ale macie dylematy...”, ale jakie by były, w tym blogu właśnie o to chodzi, aby je naświetlić, wytłumaczyć „po ludzku” i ukazać, jak wyglądają w praktyce. Zapraszam więc siostry do dzielenia się doświadczeniami w komentarzach, jak sprawa u Was wygląda. Wyżej zostanie zadane pytanie w drugą stronę, do niemuzułmanów, równie serdecznie zapraszam :-)
Iman
*dżihad – tu w pierwotnym znaczeniu: wysiłek, usilne starania, trud.