Islamska fala, która w ostatnich latach podniosła się na całym świecie, dociera teraz do Polski. Kim są Polacy, coraz częściej zmieniający wiarę?
W niedzielny poranek 1 lutego trasa prowadząca z centrum Warszawy do Wilanowa jest scenerią osobliwej defilady. Pod jedyny w stolicy meczet podjeżdżają limuzyny dyplomatów i taksówki z luksusowych hoteli. Odziani w kolorowe szaty mężczyźni i zawinięte w chusty kobiety spieszą na obchody Ofiarowania, jednego z dwu najważniejszych świąt islamu. Zaspani ochroniarze z pobliskich firm, zamiast po nocnej zmianie parzyć sobie kolejną kawę i gapić się w telewizor, wylegli na chodnik i z papierosami w rękach przyglądają się egzotycznej pielgrzymce. - To lepsze niż Discovery - wyjaśniają. Chwilę później z autobusu wysiada kilkuosobowa grupka młodych ludzi. Typowi polscy studenci. Żadnych chust. Plecaki. Brwi ochroniarzy wędrują w górę. Wymiana spojrzeń: - A ci tu czego?
W nadchodzących tygodniach i miesiącach będą mieli coraz więcej okazji do zdziwienia. Islam najwyraźniej zaczął przyciągać młodych Polaków. Warszawscy imamowie mówią, że co najmniej raz w tygodniu przychodzi do nich ktoś - najczęściej poniżej trzydziestki - kto decyduje się na wypowiedzenie "szahady", czyli wyznania wiary, dwóch zdań o tym, że nie ma Boga nad Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem.
- Wśród tych nowych muzułmanów najwięcej jest pracowników naukowych, studentów, artystów - mówi imam Tomasz Miśkiewicz, przewodniczący Rady Imamów RP i dyrektor warszawskiego Centrum Islamu, w którym mieści się punkt informacyjny i sala modlitewna.
Islam był dotąd w Polsce tylko egzotyczną przyprawą na chrześcijańskim torcie, zarezerwowaną dla arabskich studentów i potomków bohaterskich Tatarów, którzy walczyli u boku polskich królów. Jednak w ostatnich miesiącach i latach jego duchowa i religijna oferta najwyraźniej zaczęła trafiać do serc i umysłów niektórych młodych Polaków. Dziś już mamy około dwóch tysięcy rodzimych muzułmanów - i liczba ta wciąż wzrasta. Pod sztandarem islamu spotykają się w Polsce osoby poszukujące głębszych wartości i metafizycznej głębi oraz kontestatorzy i buntownicy, odrzucający rynkową cywilizację Zachodu. I jednych, i drugich islam przyciąga pryncypialnością i moralnym rygoryzmem. Jego wyrazisty kodeks moralny i bezkompromisowość zasad to kusząca oferta dla ludzi zmęczonych życiem w świecie, gdzie wszystko jest względne i niejednoznaczne.
Zwiększone zainteresowanie Polaków islamem jest też częścią procesu o zasięgu globalnym. Najwyraźniej i u nas zadziałał efekt 11 września, który na całym świecie, paradoksalnie, ściągnął do meczetów tysiące ludzi. W Polsce ta fala objawia się nie tylko zwiększoną liczbą konwersji na islam, lecz także wzrostem zainteresowania dla cywilizacji arabskiej. Powstają szkoły języka arabskiego i instytucje, np. portal Arabia.pl.
Studia arabistyczne, wcześniej przyciągające pasjonatów, dziś są oblegane. Na Uniwersytecie Warszawskim w zeszłym roku na jedno miejsce zgłosiło się aż 20 kandydatów. Dotąd uczelnia przeprowadzała rekrutację na arabistykę co drugi rok, jednak napływ zainteresowanych sprawił, że od tego roku nabór organizowany jest corocznie.
Wielu dzisiejszych studentów swoją drogę do kultury islamu zaczynało od zwykłej wycieczki. Właśnie pod wpływem wyjazdów turystycznych do Tunezji i Egiptu 21-letnia Marta Gabryś i Anna Żołędziowska zainteresowały się kulturą i historią Bliskiego Wschodu. Teraz są już na trzecim roku arabistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Ich 22-letnia koleżanka poszła jeszcze dalej - też zaczęła jako turystka, potem podjęła studia etnograficzne i arabistyczne, a rok temu stwierdziła, że Allah jest jej Bogiem. Została muzułmanką. Przechodząc z katolicyzmu na islam, przyjęła imię Aisza i nie chce podać swojego dawnego nazwiska.
Muzułmanką jest też 25-letnia Karina Pomarańska, studentka resocjalizacji z Warszawy, która na ścianie swojej sypialni napisała: "Dżihad". Przeciętny Polak kojarzy ten termin ze świętą wojną, ale tak naprawdę oznacza on po prostu wysiłek. - Ten napis przypomina mi, że muszę się zmagać ze sobą, ze studiami, później z pracą - mówi Karina. Szahadę wypowiedziała jesienią ubiegłego roku. Zaryzykowała przejście na islam wbrew rodzinie (ojciec zapytał ją kiedyś półżartem, czy idzie wysadzić Pałac Kultury). Karina, zanim wybrała islam, była katoliczką, ale jak mówi, z pełną świadomością odrzuciła dogmaty chrześcijańskie jako wewnętrznie sprzeczne. - Po kilku latach odkryłam, że moja wizja Boga i świata pokrywa się z tym, co głosi islam - mówi Pomarańska.
Co przyciąga innych młodych Polaków do religii Mahometa? Czy wielu z nich, szukając dla swoich dusz nowych, bardziej egzotycznych doznań, odkrywa islam tak samo, jak ich starsi koledzy z epoki dzieci-kwiatów ulegli fascynacji Dalekim Wschodem, hinduizmem, buddyzmem? Czy islam to kolejny, modny dziś obszar poszukiwań, ku któremu zwracają się duchowi "wrażliwcy"?
Maciej Kochanowicz, 26-letni socjolog z dużego ośrodka badania opinii publicznej, do islamu doszedł po mozolnych, kilkuletnich poszukiwaniach. Właśnie duchowy głód był jego przewodnikiem na tej drodze. Kochanowicz wychowywał się w rodzinie nieutrzymującej związków z Kościołem. Gdy miał dziewięć lat, jego koledzy przystępowali do pierwszej komunii. - Dostawali zegarki, a ja nic. To wtedy poczułem, że czegoś w moim życiu brakuje. Że jest we mnie jakaś czarna dziura - opowiada. Z islamem zetknął się podczas swoich podróży na Środkowy Wschód, jeszcze w latach licealnych, a sześć lat temu w Pakistanie wypowiedział szahadę. Odtąd część jego znajomych zaczęła traktować go jak ciekawostkę. Jednak rodzina jego żony to praktykujący katolicy. Tu problemów nie ma. - Ci, którzy serio traktują Boga, wyczuwają, że ja też traktuję go serio. Kontakt jest doskonały.
Nasuwa się więc pytanie, dlaczego nowi polscy muzułmanie nie byli w stanie wypełnić czarnych dziur w swoich duszach wiarą katolicką? Co takiego oferuje im islam, czego nie odnajdują w rodzimej tradycji religijnej? Rozmawiając z nimi, można przecież odnieść wrażenie, że to kolejna generacja młodzieży oazowej, która kilkanaście lat temu garnęła się pod skrzydła Kościoła katolickiego. To młodzi, inteligentni ludzie, którzy mają dość prześlizgiwania się po powierzchni życia i poszukują głębszych wartości.
Michał Bieńkowski, 22-letni student archeologii, który sześć lat temu wypowiedział szahadę, wspomina, że wprawdzie wcześniej czytał Biblię, ale od chrześcijaństwa odepchnęła go niechęć do instytucji Kościoła i skomplikowana doktryna katolicka, w której występuje i Trójca Święta, i święci.
- Coś we mnie drgnęło dopiero, gdy wziąłem do ręki Koran - opowiada. Zachwyciła go prostota, ten - jak mówi - "mocny monoteizm", w którym nie ma miejsca na tłumy postaci, zaludniających przestrzeń między człowiekiem a Bogiem.
- Zacząłem szukać dalej, przekopywać się przez literaturę. Na końcu sięgnąłem po książkę telefoniczną i zadzwoniłem do meczetu - wspomina.
Takich ludzi, którzy mozolnie i czasem po omacku szukają jakichś stabilnych punktów duchowego oparcia w dzisiejszym rozedr- ganym świecie, przypuszczalnie będzie u nas przybywać. Ale to nie jedyny kanał, którym strumień nowych dusz spływa do światowego nurtu islamu. Obok dopływu duchowych poszukiwań jest jeszcze rzeka buntu przeciw liberalno-rynkowej cywilizacji Zachodu. Wyznanie wrogów zachodniego stylu życia wydaje się znakomitym sztandarem dla kontestatorów i buntowników, którzy chcą zamanifestować sprzeciw wobec otaczającego ich świata. Dlatego islam jest popularny wśród czarnoskórych raperów w USA. W ich ślady poszli w Polsce dwaj liderzy hiphopowych kapel. O konwersji Włodiego z zespołu Molesta w tonie sensacji donosiły już kolorowe magazyny. Eldo z Gramatik - 25-letni Leszek Kazimierczak - nie afiszuje się swoją fascynacją islamem, ale na znak przynależności do nowej wiary przybrał drugie imię: Khaled. - Kiedy czytałem Koran, zrozumiałem, że Bóg jest jeden, a islam to moja droga do niego - mówi. W swoim największym hicie śpiewa: "Każdy ma w życiu chwile, że by to wszystko jebnął, ale trzeba je przetrwać, powierzając się Bogu". Cały wolny czas, zgodnie z zaleceniami swojej religii, poświęca samodoskonaleniu, studiuje historię, chodzi na siłownię i modli się.
Najwyraźniej bunt, gniew, ale też potrzeba głębokiej wiary legły u podłoża konwersji Piotra Kalwasa, scenarzysty "Świata według Kiepskich", który jest muzułmaninem od czterech lat. W wydanej rok temu książce "Salam" rozprawił się ze swoim przedislamskim życiem z delikatnością bomby atomowej. Niszczył wszystkich: Kościół, rodzinę, znajomych. Jednak, jak pisał Stanisław Grochowiak, w miarę dojrzewania "bunt się ustatecznia". Dziś, gdy rozmawiamy w meczecie, Kalwas formułuje sądy bardziej wyważone. Tłumaczy, że ostry charakter książki to efekt gniewu nie na innych, a na swoje bezsensowne życie. Nie wszyscy mieli szczęście tak się ustatecznić i dojrzeć. Kalwas jednym głosem z Kochanowiczem i Bieńkowskim przestrzegają przed neofitami, którzy na internetowych forach mieszają z błotem papieża lub toczą debaty o tym, jak muzułmanin winien bić nieposłuszną żonę, by nie zostawiać śladów, albo o tym, czy wolno muzułmaninowi iść na katolickie wesele brata.
- To najczęściej ci, którzy pojechali kiedyś do Egiptu albo skacząc po kanałach, trafili na muezzina wzywającego do modlitwy w TV Dubai i tak urzekła ich melodia, że z miejsca poczuli się wiernymi - mówi Bieńkowski. Jeden z badaczy polskiego islamu, który, chce zachować anonimowość, dosadniej opisuje radykałów:
- Im święty ogień powypalał mózgi. Dyskutują o tym, czy islam pozwala mieć psa, ale ich wiedza na temat religii pozostaje zerowa.
Ich wszystkich jednak - i gniewnych radykałów, i tych umiarkowanych - łączą nieufność i lęk przed otoczeniem. Kochanowicz podczas rozmowy waży każde słowo. Gdy szukałem "nowych polskich muzułmanów" w Internecie, zgłosiło się kilka osób, z których żadna nie zgodziła się na ujawnienie choćby imienia (jedna z nich przybrała wiele mówiący pseudonim "czarny przyczajony"). Z kilkudziesięciu osób, obecnych w piątki na modlitwach w warszawskim meczecie, na rozmowę zgodziły się cztery. Z tej czwórki dwie osoby nie pozwoliły się sfotografować ("bo nie chcą mieć problemów na ulicy"). Strach powoduje, że polscy muzułmanie zaczynają się bronić nawet wówczas, gdy nikt ich nie atakuje. Fotoreporter "Newsweeka", który robił zdjęcia za zgodą władz meczetu, o mały włos nie został poturbowany przez wiernych. Imamowie przepraszali, tłumacząc zamieszanie "napiętą atmosferą". Wśród muzułmanów huczy od plotek o inwigilowaniu ich przez służby specjalne, o przesłuchaniach, o fotografowaniu i podsłuchiwaniu telefonów. Tę histerię dodatkowo nakręcają gazetowe publikacje o odnalezieniu w Polsce nitek al-Kaidy.
Poczucie wyobcowania i osaczenia jest tym większe, że polskie otoczenie nie uwzględnia potrzeb ani obyczajów muzułmanów. Chyba nikt, kto w Polsce pracuje zawodowo, nie zdoła wypełnić nałożonych na każdego muzułmanina obowiązków. Bo nie odmówi codziennie pięciu kilkunastominutowych modlitw, z których każdą winno poprzedzić rytualne obmycie (m.in. czoła, nozdrzy, rąk i stóp). A każdą z modlitw należałoby odmówić w "czystym" miejscu - na dywanie, ręczniku lub czymkolwiek, co oddziela wiernego od ziemi. W miesiącu ramadan muzułmanina obowiązuje ścisły post od wschodu do zachodu słońca. Polacy rezygnują więc z części praktyk - i tak powstaje nowa, "nadwiślańska" mutacja islamu. Na szczęście w islamie - tak jak w katolicyzmie - od każdej reguły są tysiące wyjątków. Post nie obowiązuje podróżnych, ludzi wykonujących niebezpieczne zawody (kierowców, pilotów), dzieci, starców. A modlitwy, zwłaszcza te nocne, można ze sobą łączyć.
- Islam jest religią dla ludzi. Nikt rozsądny nie będzie wymagał od polskiej muzułmanki, by paradowała po ulicy zakwefiona - mówi Michał Bieńkowski i dodaje: - Jesteśmy muzułmanami, ale też Polakami.
Tylko w czasie pobytów w krajach muzułmańskich Bieńkowski zakłada czasem tradycyjną dżalabiję. Jednak brody nie nosi nawet tam. Podczas pierwszej wizyty w meczecie poczuł się nieswojo, gdy dostrzegł, że wyróżnia się z tłumu, bo poza nim wszyscy mężczyźni są brodaci. Karina Pomarańska też nie chodzi po ulicy w chuście.
- Chusta jest oznaką skromności, ale gdybym nosiła ją w Polsce, byłoby to zaprzeczenie skromności, bo zwracałabym na siebie uwagę. Poza tym nosząc tu chustę na ulicy, czuję się po prostu obco - tłumaczy.
Nadal chodzi na imprezy, nie pije tylko alkoholu, a pytana o ulubioną muzykę wymienia ostry rosyjski rock ("choć niestety strasznie tam bluzgają"). W przeciwieństwie do wielu muzułmańskich kobiet nie zamierza rezygnować z kariery zawodowej.
- Muzułmańska kobieta ma taką pozycję, jaką sama sobie wywalczy - mówi.
Niektórzy nasi rozmówcy jako ideał współczesnej cywilizacji wymieniają Turcję - kraj nowoczesny, mimo że mieszkańcy chodzą do meczetów i nie noszą ubrań, których zabrania muzułmańska wiara. Turcja oferuje taki model kompromisu między nowoczes-nością a wymogami wiary i obyczaju, który polscy muzułmanie mogliby zaadaptować do swoich potrzeb. A może szybciej niż tureckie wzorce przyjmie się u nas coraz bardziej popularny w USA i Europie "islamski protestantyzm" - ruch, który koncentruje się na czystym Koranie i odrzuca tradycyjne nakazy, mające źródło w kulturze arabskiej. Pytanie tylko, jak wiele rytuałów, standardów i obyczajów można bezkarnie odrzucić z jakiejś religii, nie odrzucając w ten sposób jej samej? Czy islam pozbawiony swego tradycyjnego sztafażu i obyczajowości jest jeszcze islamem? Dziś nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Nadwiślański eksperyment trwa. Współpraca Violetta Ozminkowski