„Dlaczego tak się ubierasz, nie możesz nosić wiary w sercu? Co chcesz udowodnić? Chcesz się pokazać? Wyróżniać? Chcesz zwrócić na siebie uwagę?”.
Takie pytania padły po raz pierwszy z ust osób mi najbliższych, potem jeszcze kilkakrotnie słyszałam je od innych. Zawsze byłam osobą raczej nieśmiałą, która chciała zniknąć w tłumie. Daleko mi było do „pokazywania się”. Co więc się stało? Dlaczego nagle zostałam muzułmanką, a w dodatku zaczęłam nosić „takie” ciuchy? Znudziło mi się bycie szarą myszką? Chciałam zabłysnąć? Zwrócić na siebie uwagę innych, być w centrum zainteresowania? Nie... Nigdy nie było to moim celem. Jeśli komuś się wydaje, że podoba mi się kiedy ludzie oglądają się za mną, gdy śledzą moje ruchy, plotkują, pokazują palcami, to się myli. Nie sprawia mi to przyjemności. Czasem takie wyróżnianie się bywa nawet uciążliwe...
Wczorajsza noc... Zero snu, czuwanie, opieka nad czteroletnią córeczką, która raz po raz wymiotuje, nie przyjmuje żadnych płynów... Mija godzina, dwie, trzy, w końcu po sześciu godzinach stwierdzam, że tak dalej być nie może, bo jednak samo nie przejdzie. Czekanie jest tym bardziej niebezpieczne, że mała jest po poważnej operacji serduszka, nie wolno nam dopuścić do zbytniego spadku elektrolitów w organizmie. Jest niedziela, godzina 2:30 w nocy. Żadnej dyżurnej przychodni... Gdzie więc zabrać małą? No gdzie, jak nie do szpitala. Mąż właśnie wrócił z pracy, tak że szybciutko szukam ubrań i wychodzimy. Dostajemy się do szpitala, wypełniamy formularze, przechodzimy do gabinetu, gdzie pan doktor z krzywą miną patrzy na mnie i pyta, czy jestem Polką...
- Tak, jestem Polką.
- Ale z pochodzenia, czy z obywatelstwa?
- Z pochodzenia.
- Acha...
W końcu bada małą. Dzięki Bogu, w oskrzelach czysto. Jednak gorączka 38,5, znów wymioty... Rzut oka na gardło – angina ropna. Pielęgniarka robi zastrzyk przeciwwymiotny, lekarz przepisuje antybiotyk, syrop przeciwbólowy, syrop przeciwwymiotny... Zadowolona biorę małą na ręce, bo na nogach ustać nie może, po czym wracamy do domu. Po dłuższym czasie córcia pije dwa łyczki herbatki i usypia. Dzięki Bogu. Nie zwróciła. Jesteśmy na dobrej drodze... Córcia usypia, ja jednak czuwam... Sprawdzam, czy gorączka nie rośnie, czy mała śpi spokojnie, czy nie zbiera ją znów na wymioty. Co jakiś czas wlewam jej do buźki po parę kropelek herbatki, zwilżam usta.
Szósta rano. Budzi się druga córcia, wymiotuje. Za chwilę znów i znów... Podejrzewam, że się zaraziła, jednak wciąż jeszcze jest nadzieja, że może akurat to tylko taki pojedynczy epizod... Ale roczne dziecko szybko może się odwodnić. A co jeśli to jednak angina? Im dłużej będę zwlekać, tym gorzej.
Niedziela. Dziesiąta rano. Znów idę więc do szpitala... Idę sama z dzieckiem, bo mąż nie bardzo jeszcze rozumie po polsku, a tu jednak trzeba się porozumiewać. A w domu jeszcze dwójka maluchów, w tym córcia odsypiająca po męczącej nocce. Mąż musi więc zostać, pilnować dzieci. Wchodzę, znów wypełniam formularz, znów przechodzę do gabinetu... Lekarz zaczyna na mnie krzyczeć: „Czy pani się wydaje, że jak macie tą swoją kulturę, to wam wszystko wolno?” Mówi, że mam nie po kolei w głowie, że przyprowadzam mu „te” dzieciaki, że on nie będzie mi służyć za pediatrę... Pyta co ja sobie wyobrażam. Jak chcę, to niech czekam na poniedziałek, aż przychodnie otworzą. Krytykuje moją „kulturę”.
Śpiąca, zmęczona, zmartwiona stanem dzieci, zaskoczona stoję i nie bardzo to wszystko do mnie dociera... Córcia zwisa mi z rąk, główka jej opada do tyłu, staje się coraz bardziej bezwładna, a jeszcze targają nią wymioty, choć w żołądeczku już nic nie ma... Lekarz tymczasem sobie używa, wrzeszczy po mnie, traktuje jak śmiecia... Gdyby warunki były normalne... gdybym była w lepszym stanie psychicznym w tym momencie. Ale sytuacja mnie przerosła. Wyczerpanie wzięło górę. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, nie byłam w stanie bronić swojego honoru, swoich przekonań. Nie tym razem. Starałam się nie słuchać. Prosiłam tylko o pomoc dla swojego dziecka... W końcu lekarz bada małą, zleca pielęgniarce zrobienie zastrzyku przeciwwymiotnego w drugim kącie gabinetu, a tymczasem prosi do środka kolejną pacjentkę...
Mała dostała zastrzyk, a do mnie zaczęło docierać co się właściwie wydarzyło. Starsza pani (ta pacjentka) żałuje biednego dzieciątka, że takie wymęczone, co to choróbsko z dzieckiem potrafi zrobić... Pan doktor także udaje, że się przejmuje. Zwraca się do mnie: „Tak, proszę pani, no to gdyby pani widziała, że się coś dzieje, bardzo proszę przyjść jak najszybciej, nie czekać.” Mam ściśnięte gardło, łzy w oczach, burzę myśli w głowie, ranę w sercu... Jak człowiek wydawałoby się wykształcony może tak potraktować drugiego człowieka, tylko ze względu na to, że ma inną religię? Jak człowiek wydawałoby się kulturalny może tak poniżać inną osobę? Jak może być takim rasistą?
Nie chcę jednak robić scen... Mam jeszcze jedno dziecko w domu, które może się zarazić. Jest niedziela, nigdzie nie znajdę innego lekarza. Człowiek, który nie ma skrupułów pomiatać mną jak szmatą nie zawaha się skrzywdzić mojego dziecka, jeśli nadepnę mu na odcisk... Staram się więc stłumić emocje. Biorę małą na ręce i wracam do domu. Zmęczona, śpiąca, zmartwiona i trzęsąca się z nerwów idę ulicą, tuląc córeczkę, a łzy same leją się po twarzy. Nie jestem w stanie nad tym zapanować. Ludzie się oglądają... niektórzy przystają, przyglądają się... Taaaak... Tego właśnie chciałam, o to mi właśnie chodziło. Właśnie dlatego zostałam muzułmanką, ubrałam takie ciuchy, żeby się wyróżniać. Żeby częściej móc słyszeć takie słowa jak dziś od lekarza, żeby narażać zdrowie swoich dzieci, żeby czuć się upokorzoną. Jednak moja wiara daje mi siłę. Modlitwa potrafi ukoić serce. Wiem, że takie traktowanie to i tak nic w porównaniu z tym, co musiał znosić nasz Prorok (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) i pierwsi muzułmanie... Tak że chwała Bogu!
Mogłabym iść na łatwiznę, starać się przypodobać ludziom, nie narażać się na takie sytuacje. Mogłabym zdjąć swoje ubrania, założyć coś „normalnego” (w pojęciu otoczenia) i oszczędziłabym sobie wielu problemów, bólu, łez... Ale tego nie zrobię. To życie to tylko chwilka, marne kilkadziesiąt lat (zazwyczaj), a potem zaczyna się dopiero prawdziwe życie. I tylko od nas zależy jakie będzie. Czy chcemy się narazić na ból i cierpienie w życiu przyszłym, czy zasłużyć sobie na Raj i zapomnieć o wszystkich wcześniejszych kłopotach.
Właśnie dlatego zostałam muzułmanką, właśnie dlatego staram się jak mogę wypełniać nakazy Allaha, żyć zgodnie ze swoją religią i nie przejmować się ludźmi. Nie z żadnych innych pobudek. Ktoś może powiedzieć: „wiarę nosi się w sercu, nie na zewnątrz”. Jednak to Allah będzie sędzią na Sądzie Ostatecznym i będzie On rozstrzygał według Swojego Prawa, które nam już objawił, jasno wytłumaczył. I w tym Prawie nigdzie nie ma napisane „noś wiarę sercu”, za to są wytyczne odnośnie sposobu ubioru, życia, zachowania... Tak że nie jest ważne to, co mówią ludzie, ale to, co mówi Ten, który nas później ze wszystkiego rozliczy.
Niektórzy mówią: „A co, jeśli to wszystko nieprawda? Jeśli po śmierci niczego już nie ma? Jeśli zmagasz się na darmo?” Jednak Allah mówi, że to prawda. Że jest inne, prawdziwe życie po tym krótkim używaniu na ziemi. Mogę mówić, opowiadać o islamie, pokazywać dowody... Niektórych to jednak nie przekona. Zadam więc inne pytanie. A co, jeśli to prawda? Jeśli istnieje Raj i Piekło? Jeśli będzie Sąd Ostateczny? Ja jestem o tym głęboko przekonana i zamierzam dalej kroczyć swoją niełatwą, jednak świadomie wybraną drogą z nadzieją na osiągnięcie upragnionego celu.
Gdyby okazało się (a nie okaże się, bo tak mówi sam Stwórca), że po śmierci niczego nie ma, to żyjąc w zgodzie z własnymi przekonaniami, przestrzegając zasad moralnych, nie szkodząc innym, nic nie tracę. Co najwyżej groziłoby mi, że zmagałabym się z niektórymi problemami na darmo, ale gdyby po śmierci niczego nie było, nie miałoby to już żadnego znaczenia. Za to co, jeśli okaże się, że to, co mówi Allah w Koranie jest prawdą (a bez wątpienia nią jest) i nadejdzie ten dzień, kiedy będziemy rozliczeni ze wszystkich swoich słów, uczynków, z tego, jak bardzo wzięliśmy sobie do serca słowa naszego Pana? Czy ten, kto dzisiaj powątpiewa też wtedy stwierdzi, że nic nie traci?
Nie jestem muzułmanką dlatego, że chcę być inna niż większość ludzi dookoła mnie. Mogłabym pójść na łatwiznę i nie przestrzegać zasad swojej religii. Jednak gra toczy się o zbyt dużą stawkę. Dlatego właśnie przełknęłam tych kilka gorzkich łez, których po dzisiejszych wydarzeniach powstrzymać nie mogłam, jednak teraz w moim sercu znów zagościł spokój. Nie czuję już żalu. Czuję za to litość. Bo mając wizję życia przyszłego przed oczami - żal mi tego człowieka...
Monika
Moniczko, potwornie mi sie przykro zrobilo, biedule dzieciatka i biedna Ty. Salamaat, zdrowka wiele dla Was i sily dla Ciebie... Jak to ktos powiedzial, "sa ludzie i taborety". Pan doktor widocznie z grona tych drugich.
OdpowiedzUsuńI mimo okropieństwa sytuacji opisanej, uważam, że jest to bardzo piękny post.
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana. Alhamdulillah, z dzieciątkami już troszkę lepiej. No i "ten się śmieje, kto się śmieje ostatni".
OdpowiedzUsuńMaszallah,napisalas Moniczko pieknie o uczuciach,ktore wiekszosc z nas ma w sercu.Jestem w wielkim szoku,jak ten doktor sie zachowal,poprostu skandal!
OdpowiedzUsuńZgadzam sie,ze nie jest milo wciaz byc w centrum "zainteresowania" gdziekolwiek sie nie pojdzie,byc komentowana i oceniana tylko dlatego,ze inaczej sie ubieramy.Sile jednak daje fakt,dla kogo to robimy,dla Boga...i nic nie jest wazniejsze. a za kazde najdrobniejsze cierpienie,czeka nas nagroda w przyszlym zyciu,inszallah
Chce coś napisać i sama nie wiem co ... odebrało mi mowe poprostu :(. Smutek i złość na postawe lekarza (i jemu podobnych ludzi, którzy mi się przypomnieli) kontra wzruszenie i poruszenie Twoja wiara i postawa no i pięknie opisanymi uczuciami.
OdpowiedzUsuńZdrowka dla maluszków i obyśmy trafiały tylko na dobrych ludzi DAJ BOZE, dla których jesteśmy ludzmi przede wszystkim, nade wszystko....
Salam alajkum. Dolaczam do slow Aliny, i od siebie: dziekuje Moniko za przyklad, jaki mi dajesz, masza Allah. Niech Allah wynagrodzi Ci wszelkie zlo, jakiego doznalas. I nam wszystkim. A tego czlowieka niech nawroci i oswieci swiatlem Swojej religii. Amin.
OdpowiedzUsuńJestem wstrząsnięta postawą tego lekarza! Po prostu brak mi słów...
OdpowiedzUsuńCo do wiary, kiedyś przeczytałam takie mądre słowa : "Jeśli wierzymy w Boga i on istnieje, to bardzo dobrze, a jeśli on nie istnieje ale i tak w niego wierzymy, to nic nie tracimy"
Mnie jednak nurtuje co innego.
Muzułmanie mają swoją wiare
Chrześcijanie swoją (i to jeszcze z 1000 odłamów)
Żydzi mają swoją
jest nieskończenie dużo innych wyznań.
I teraz tylko pytanie. Kto ma racje? Moze wszyscy, może nikt?
Ale ktoś musi się mylić.
A każdy uważa, że to jego religia jest jedyna i prawdziwa.
Ja nie chce nikogo obrażać czy oskarżać, nigdy w życiu!
To moje prywatne przemyślenia.
Pozdrawiam. Uwielbiam ten blog :D
Witaj Anonimie :-) Pytanie, jakie Ciebie nurtuje "Kto ma racje?" - dla nie jednej z nas bylo pytaniem wyjsciowym do dalszych poszukiwan Prawdziwej drogi od Boga. Nie ignoruj go zatem... Zycze Ci, abys Ty tez ja znalazla :D
OdpowiedzUsuńMilej lektury zycze!
Chwile , tylko otre lzy ... niech Dobry Bog ma nas wszystkich w opiece ... Niech wszyscy .. bez wzgledu na wyznawana wiare., kolor skory.. bede ludzmi , niech beda tolerancyjni .. i uszanuja innosc...Pisze niech ... , bo dzis bardzo tego brakuje ...w rodzinie, w otoczeniu , w swiecie ..
OdpowiedzUsuńuczmy sie wzajemnie siebie poznawac i nie krzywdzic wzajemnie..dziekuje za post pani Moniko... bama
Wszyscy tczą tego samego Boga nie ważne jak jest on przez nich nazywany!Poczytajcie o tym...
OdpowiedzUsuńNiektorym Polakom jeszcze daleko do Europy, chociaz sa juz w Unii... W Wielkiej Brytanii taka sytuacjia bylaby nie do pomyslenia, a gdyby sie wydarzyla, to lekarz z pewnoscia skonczyl by w sadzie.. W Polsce niestety kultura i tolerancja w miejscach publicznych nie jest jeszcze tak propagowana jak w Anglii. Kiedys zdarzylo mi sie, ze wspollokatorka z czasow studenckich miala mi przeciwko, ze budze sie rano na modlitwe, i niestety, nikt z 'wyksztalconych' wladz warszawskiego akademika nie potrafil zrozumiec, ze mialam prawo praktykowac swoja religie... Duzo jeszcze do nauki o innych religiach i kulturach przed Polakami... A tymczasem czekajac na te 'powolne' zmiany dziekuje Bogu, ze mieszkam w kraju, w ktorym czuje sie bezpieczna ze swoja religia i chusta na glowie. W Polsce starsze panie plotkowaly o mnie zmartwione, ze 'taka mloda, z juz ja rak wyniszczyl'... No bo tylko lysi zakrywaja glowe ... w Polsce... i siostry zakonne... ;)
OdpowiedzUsuńzszokowana, zla, wzruszona i ...dumna- takie emocje wzbudzials we mnie siostrzyczko tym postem.Ktos o nizszym poziomie wiary pomyslalby pewnie o zrzuceniu tych 'denerwujacych' innych ciuszkow, ale nie ty hamdulillah.Pisalas niedawno o dzihad- teraz mialas okazje go uprawiac fisabilillah.Meshallah. Sarcia
OdpowiedzUsuńNo cóż to zwykła konował a nie lekarz z powołania. Jeden z ginekologów z mojego miatsa do tej pory schodzi mi z drogi po tym jak prawie zabił moją żone i syna, ale to juz inna bajka.
OdpowiedzUsuńCieszę się że z twoimi dziećmi już wszystko ok, a ty dalek trzymaj się swoich zasad WARTO!
Zastanawiam się, jaki los spotkał by Arabkę (Egipcjankę, Somalijkę, Saudyjkę) z reki jej rodaków po przyjęciu przez nią np. chrześcijaństwa lub judaizmu?
OdpowiedzUsuńPostawa lekarza ohydna. Godna najwyższej pogardy.
Bardzo Pani współczuję.
Pozdrawiam
Trudno tutaj uogolniac,wszystko zalezy od rodziny, kraju i wielu innych czynnikow.zreszta nigdy nie slyszalam o takim przypadku,wiec nie znam tego z realu.
OdpowiedzUsuńbaska
Najważniejsze że dobrze się skończyło :-)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńCzytam tego bloga i uwielbiam go. Dowiaduje sie roznych ciekawych, interesujacych rzeczy na temat Islamu i ich wyznawcow. Nie jestem Muzulmanka, ale szanuje i respektuje ta religie i wszytkich w nia wierzacych. Moja przygoda a raczej zainteresowanie Islamem zaczelo sie prozaicznie, od wizyty w Jordanii i poznaniu wspanialych ludzi. Kiedy moi znajomi dowiedzieli sie o mojej samotnej podrozy do kraju arabskiego, byli w szoku i bardzo chcieli mnie zniechecic, opowiadajac "bajki" prosto z mediow. Draznilo mnie to i irytowalo, ale z drugiej strony nie mam zalu do nich, mysle, ze ich obawy byly tylko troska aby nic mi sie tam nie stalo. Co sie okazalo po powrocie. Moje doswiadczenie, zauroczenie i przekonanie, ze Arabowie- Muslim, to normalni ludzie jak wszedzie. Opowiadajac o mojej przygodzie staralam sie przyblizyc kulture, religie, obyczaje jakie udalo mi sie zaobserwowac, jak i wyczytac w roznych materialach. Wszystko bylo fajnie, ale .... gdzie ta tolerancja do innych nacji, religii...? Z doswiadczenia wiem, pracujac w instytucji, do ktorej zaglada coraz wiecej obcokrajowcow, w tym Arabow ... zauwazylam, wiekszosc mowi, ze jest tolerancyjna ... czyzby?? Kiedy zjawia sie "inny" niz my ... nastepuje konsternacja i az przykro stwierdzic, ale wlasnie wtedy widac ta "tolerancje". Wstyd mi za niektorych, ze mowia o sobie "jestem tolerancyjny", a w rzeczywistosci o tolerancji nie ma zadnego pojecia.
Pani Moniko ... jest mi przykro, ze w taki sposob potraktowano Pania, ale tez gratuluje silnej woli i opanowania. Mysle, ze ja nie wytrzymalabym tego cisnienia.
Tez mam dzieciaczki i wiem do czego zdolna jest mama, aby pociechom nic zlego sie nie stalo. Jeszcze raz gratuluje postawy i odwagi, gdyz jak widac nielatwo jest zyc w tym na wskros nietolerancyjnym kraju /jeszcze/.
Zycze aby dzieciaczki sie zdrowo chowaly i doczekaly lepszych czasow.
Al-Qadi
Bardzo Pani (i wszystkim innym) dziękuję za ciepłe słowa i życzonka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco i cieszę się, że jednak coraz więcej jest wśród naszych rodaków osób wyrozumiałych, a takie "egzemplarze" trafiają się sporadycznie ;-)
Ja tam nie jestem zla na tego lekarza.Spróbujcie byc w jego skorze. Całe dnie w pracy a tu nagle przychodzi "obcy" ze sie tak wyraze (w subkulturze muzułmanki sa przedstawione jako fabryki do dzieci) wiec zmeczenie (mozliwie tez stres )robi swoje co oczywiscie nie tumaczy jego zachowania
OdpowiedzUsuńale prosze sie nie bulwersowac za bardzo po prostu on jest tylko czlowiekiem i ma prawo miec gorszy dzien:(
weronika
Już gdzieś tu pozostawiłam swojego posta, przedstawiłam się jako ateistka :)Rozumiem, ze staracie się wyrzucić złość ze swojego serca, jednak w mojej skromnej opinii jest różnica między złością a gniewem. Ja po przeczytaniu Twojego posta poczułam gniew.
OdpowiedzUsuńKochana Moniko, rozumiem twoje uczucia, bo sama mam siedmioletniego synka. I byłam już w sytuacji gdy wyrzucano moje zdrowe dziecko ze żłobka, z powodu choroby na którą choruję ja. Byłam w sytuacji gdy próbowano pozbyć się mnie z przychodni. Gdyby sytuacja dotyczyła mnie samej zapewne nie bolałoby tak bardzo, jak w momencie gdy cierpi dziecko. A w każdej mamie drzemie lwica, która nie pozwoli skrzywdzić jej maleństw. Dlatego mogę cię zrozumieć , choć przyczyny trochę się różnią. Wierz mi, jeśli kiedykolwiek byłabym świadkiem, ze lekarz, czy nauczyciel, itp., w ten sposób potraktowałby inną mamę, z pewnością nie podeszłabym do tego obojętnie. Chybabym konowała zmieszała z błotem i ściągnęła dyrekcję. I niewiele by mnie obchodziło zmęczenie tego pana, bo skoro jest w pracy i wykonuje zawód lekarza to dostaje za to pieniądze i jest tam jak szanowna, tylna cześć ciała do wiadomych czynności.
Dziewczyny, nie dawajcie sobą pomiatać :)To w co wierzycie i jak się ubieracie to jest wasza prywatna sprawa i nikt nie ma prawa was gorzej traktować.
p.s. Ja doprowadziłam do sytuacji ze do lekarza który ujawnił tajemnice zawodowa swojej zonie -dyrektorce żłobka, zadzwonił prawie jednocześnie krajowy konsultant ds. pediatrii, adwokat, kilka fundacji oraz nie omieszkałam postraszyć prokuratura i mediami. Na drugi dzień małżeństwo gięło sie w przeprosinach i pokłonach. Jednak co się napłakałam, to wiem tylko ja i mój małżonek. Tym niemniej warto było.
Pozdrawiam Ciebie Moniko i całą twoją rodzinkę bardzo ciepło i serdecznie. Mam nadzieje , ze takie przykre zdarzenia juz nie beda miały miejsca. :)
Asia